Bertrand Russell
WŁADZA DUCHOWNA
Kapłanów i królów,
choćby w rudymentarnej formie, spotyka się w najbardziej prymitywnych
społeczeństwach, jakie znają antropolodzy. Czasami obie te funkcje
łączy jedna osoba. Zjawisko to występuje nie tylko u ludów
barbarzyńskich, ale i w państwach wysoko cywilizowanych. W Rzymie
cezar był najwyższym kapłanem (Pontifex Maximus),
w prowincjach zaś — bogiem. Kalif pozostawał zarówno przywódcą religii mahometańskiej,
jak i państwa. W dobie dzisiejszej podobną pozycję zajmuje w religii
szintoistycznej cesarz Japonii (Mikado). Jeśli chodzi o królów, to —
stosownie do swej świętości — zawsze mieli zdecydowaną
skłonność do porzucania funkcji świeckich i przeobrażania się w
kapłanów. Niemniej, we wszystkich czasach i miejscach różnica między
kapłanem a królem była oczywista i wyraźna.
Najprymitywniejszą
formą kapłana jest szaman, mający władzę dwojakiego rodzaju, którą
antropologowie określają jako magiczną i religijną. Władza religijna
zależna jest od pomocy istot ponadnaturalnych, podczas gdy moce
magiczne uchodzą za naturalne. Dla naszych celów jednakże
rozróżnienie to pozbawione jest znaczenia. Istotne jest to, że
szamana, czy lo
dzięki
silom magicznym, czy to religijnym, postrzega się jako zdolnego do
czynienia dobra lub zła innym ludziom oraz że zdolność ta nie
przysługuje wszystkim bez wyjątku. Choć uważa się, że laik może w
jakimś stopniu uprawiać magię, to jednak szaman ma więcej mocy
magicznej. Kiedy ktoś zachoruje lub zdarzy mu się wypadek, dzieje się
tak zwykle z powodu działania nieprzychylnych magicznych mocy jego
wroga, jednak szaman zna sposoby, dzięki którym może odwrócić złe
zaklęcie. Na przykład na Wyspie księcia Yorku szaman, odkrywszy
najpierw za pomocą wróżb źródło choroby pacjenta, bierze gałązkę
lipy, po czym recytuje magiczną formułę: „Lipa
egzorcyzmu. Idź precz, ośmiornico; idź precz, wężu teo; idź precz,
duchu Ingiet (sekretne sprzysiężenie); idź precz, krabie; idź precz,
wężu wodny; idź precz, wężu balivo; idź precz, pytonie; idź precz,
psie kaia. Lipa egzorcyzmu. Idźcie precz, złe fluidy; idź precz,
pnącze kete; idź precz, To Pilana; idź precz, To Wuwu-Tawur; idź
precz, Tum-bal. Pogrążcie się wszyscy w niezmierzonej głębi mórz.
Niech powstanie mgła, która was okryje i uniesie w dal; niech
pochłonie was ciemność; odejdźcie w głębiny mórz."1 Nie
należy pochopnie sądzić, że formuła ta jest zwykle nieskuteczna.
Ludzie dzicy są znacznie bardziej podatni na sugestie niż
cywilizowani, dlatego ich choroby można często wywoływać i leczyć w
taki właśnie sposób. Według
Riversa,
na
dużych obszarach Melanezji choroby leczą czarownicy lub kapłani.
Najwyraźniej nie ma tam oczywistej różnicy między szamanami a innymi
ludźmi, zatem prostsze środki magiczne może stosować każdy. Jednakże
Ci, którzy łączą praktyki medyczne z obrządkami magicznymi bądź
religijnymi, zwykle nabywają tych umiejętności w wyniku specjalnego
procesu, na drodze inicjacji albo szkolenia, w Melanezji zaś wiedzę
taką trzeba zawsze kupować. Najbardziej nawet kompletne instrukcje,
czy to w zakresie medyczno-magicznym czy medyczno-religijnym, są dla
ucznia bezużyteczne, dopóki nie przekaże swemu nauczycielowi
pieniędzy."2
Patrząc z tego punktu
widzenia, łatwo wyobrazić sobie rozwój określonej kasty kapłanów,
sprawującej monopol w zakresie wszelkiej poważniejszej siły magicznej
i religijnej, co w rezultacie daje jej wielką władzę nad daną
społecznością. W Egipcie i w Babilonii władza kapłanów okazała się
nawet większa niż królewska, kiedy przyszło do konfliktu pomiędzy
nimi. Pokonali oni „ateistycznego" faraona Echnatona i w
zdradziecki sposób dopomogli Cyrusowi w podboju Babilonii, gdyż
rodzimi królowie wykazali się skłonnością do antyklerykalizmu. Grecja
i Rzym są w świecie antycznym osobliwościami z powodu panującej w
nich niemal zupełnej wolności od władzy kapłanów. Istniejąca w Grecji
władza religijna koncentrowała się głównie w wyroczniach, zwłaszcza
delfickiej, gdzie Pytia wpadała rzekomo w trans, po czym, inspirowana
przez Apolla, udzielała odpowiedzi. Jednak już w czasach Herodota
dobrze wiedziano, że wyrocznię można przekupić. Zarówno Hero-dot, jak
i Arystoteles przekazują nam, że znacząca ateńska rodzina
Alkmeonidów, wygnana z miasta przez Pizystrata (który zmarł w roku
527 p.n.e.), przekupstwem zapewniła sobie pomoc wyroczni delfickiej
przeciwko jego synom. To, co przekazuje Herodot, jest zadziwiające:
Alkmeonidzi, jak mówi, „jeśli możemy wierzyć Ateńczykom,
skłonili Pytię łapówką, aby mówiła Spartanom, gdy którykolwiek zwróci
się do wyroczni, czy to w sprawach prywatnych, czy państwowych, że
muszą oswobodzić Ateny (od tyranii Pizystrata). I Lacedemończycy,
kiedy w żadnej sprawie nie słyszeli innej wyroczni prócz tej właśnie,
posłali w końcu Anchimoliusa, syna Aster — człowieka cieszącego
się sławą wśród swych obywateli — na czele armii przeciwko
Atenom, wyposażonego w rozkaz usunięcia rodziny Pizystrata, choć byli
z nią związani najsilniejszymi więzami przyjaźni. Stało się tak
dlatego, że słuchali bardziej rozkazów boskich niż ludzkich".3
A choć Anchimolius
został pokonany, to następna, większa już wyprawa odniosła w końcu
sukces. Alkmeonidzi i inni wygnańcy powrócili do władzy, Ateńczycy
zaś mogli się znowu cieszyć tym, co nazywano „wolnością". Powyższa
relacja jest zadziwiająca pod kilkoma względami. Herodot to człowiek
pobożny, całkowicie pozbawiony cynizmu, i ma o Spartanach dobrą
opinię, gdyż słuchali oni wyroczni. Woli jednak Ateny od Sparty,
jeśli zaś chodzi o sprawy ateńskie, to jest przeciwnikiem Pizystrata.
Niemniej powołuje się właśnie na Ateńczyków jako na autorytet w
sprawach przekupstwa, ani zaś zwycięzców, ani Pytii nie spotyka żadna
kara za bezbożność.4
W czasach Herodota Alkmeonidzi wciąż zaliczali się do prominentów;
najsłynniejszy z nich był współczesny mu Perykles. Arystoteles
w księdze O ustroju Aten przedstawia tę transakcję w jeszcze bardziej
dyskredytującym świetle. W 548 roku p.n.e. świątynię w Delfach
zniszczył ogień, a fundusze na jej odbudowę zbierali w całej Grecji
Alkmeonidzi. Część pieniędzy wykorzystali —jak zaręcza
Arystoteles — by przekupić Pytię, resztę zaś przyrzekli pod
warunkiem obalenia Hippiasza, syna Pizystrata, przeciągając tym samym
Apolla, za pomocą owych środków, na swoją stronę. Mimo
tego rodzaju skandali kontrola wyroczni w Delfach pozostawała kwestią
tak istotną politycznie, że stała się przyczyną poważnego konfliktu
wojennego, nazwanego, z powodu związku z religią, „świętą
wojną". W dłuższym okresie powszechna świadomość, że wyrocznia
jest otwarta na polityczną kontrolę, musiała jednak sprzyjać
szerzeniu się wolnej myśli, co w rezultacie pozwoliło Rzymianom na
ograbienie greckich świątyń z większości bogactwa oraz całości
władzy, bez ściągania na siebie zarzutu świętokradztwa. Przeznaczenie
chce, że większość instytucji religijnych zostaje wcześniej czy
później wykorzystana w celach świeckich przez ludzi zuchwałych, tym
samym przestaje się cieszyć czcią, od której zależy ich władza. W
świecie grecko-rzymskim przebiegało to łagodniej i z mniejszymi
wstrząsami niż gdziekolwiek indziej, gdyż religia nigdy nie miała tam
takiej siły jak w Azji, Afryce czy średniowiecznej Europie. Jedynym
krajem podobnym pod tym względem do Grecji i Rzymu są Chiny.
Dotąd zajmowaliśmy się
wyłącznie religiami, które powstały w niepamiętnych czasach w
starożytności i nie mają jakichkolwiek znanych historycznych korzeni.
Niemal wszędzie jednak zastąpiły je religie wywodzące się od
założycieli; jedynym poważniejszym wyjątkiem są shintoizm i
braminizm. Źródła starszych religii, np. tych, które antropolodzy
odnajdują pośród współczesnych ludów dzikich, są zupełnie
nieokreślone. Najbardziej prymitywni dzicy, jak już mówiliśmy, nie
mają jasno wyodrębnionej kasty duchownych; wydaje się jednak, że z
początku funkcje kapłańskie są prerogatywą starszych, przypuszczalnie
takich, którzy sprawiają wrażenie mędrców lub czasami wyróżniają się
w czarnej magii.5 W
większości krajów wraz z rozwojem cywilizacji kapłani coraz bardziej
oddzielają się od reszty społeczeństwa, a ich władza rośnie. Jako
strażnicy starożytnej tradycji są konserwatywni, a jako posiadający
bogactwo i władzę, byli zwykle wrodzy lub obojętni osobistej religii.
Wcześniej czy później cały ich system zostaje obalony przez następców
rewolucyjnych proroków. Historycznie najważniejszymi przykładami są
Budda, Chrystus i Mahomet. Władza ich następców była zrazu
rewolucyjna i dopiero stopniowo stawała się tradycyjna. W tym
procesie zwykle wiele wchłaniali z poprzedniej tradycji, którą
nominalnie zburzyli.
Zarówno religijni, jak
i świeccy nowatorzy — a przynajmniej ci, którzy odnieśli
najtrwalsze w czasie sukcesy — odwoływali się, gdy tylko mogli,
do tradycji, robili też wszystko, co było w ich mocy, by
zminimalizować w swoich systemach elementy nowoczesne. Plan polega
zazwyczaj na odkryciu bardziej lub mniej fikcyjnej przeszłości oraz
udawaniu, że się przywraca jej instytucje. W Drugiej Księdze
Królewskiej, rozdziale 22 czytamy, jak to kapłani „znaleźli"
Księgę Praw, król zaś spowodował „powrót" do
przestrzegania zawartych w niej praw. Nowy Testament odwołuje się do
autorytetu Proroków; anabaptyści odwołują się do Nowego Testamentu; w
kwestiach świeckich angielscy purytanie odwoływali się do rzekomych
instytucji Anglii sprzed jej podboju. W 645 roku naszej ery
Japończycy „przywrócili" władzę Mika-da, a w 1868 roku
„przywrócili" z kolei konstytucję Anno Domini 645. Serie
buntów, występujące przez cały okres wieków średnich aż do dnia 18
brumaire'a, „przywracały" instytucje republikańskiego
Rzymu. Napoleon „przywrócił" królestwo Karola Wielkiego,
lecz był to trik zbyt teatralny, by przekonać kogokolwiek, nawet w
owym tak retorycznie nastawionym wieku. To
tylko
kilka, wybranych na chybił trafił, przykładów szacunku, jaki
najwięksi nawet nowatorzy żywili dla siły tradycji. Najpotężniejszą
i najważniejszą organizacją władzy duchownej, jaką zna historia, jest
Kościół katolicki. W niniejszym rozdziale zajmę się organizacją tej
władzy o tyle tylko, o ile jest ona tradycyjna; dlatego też nie będę
obecnie rozważał wczesnego okresu, w którym władza Kościoła miała
rewolucyjny charakter. Po upadku Imperium Rzymskiego Kościół miał
świetną okazję reprezentować dwie tradycje: obok tradycji
chrześcijańskiej wchłonął też tradycję rzymską. Barbarzyńcy
dysponowali siłą miecza, lecz Kościół reprezentował wyższy stopień
cywilizacji i wykształcenia, konsekwentnie realizował pozaosobisty
cel, miał środki utrzymywania religijnych nadziei i wywoływania
pełnych uprzedzeń lęków oraz — przede wszystkim —
dysponował jedyną organizacją, która rozciągała się na całym obszarze
Europy Zachodniej. Kościół grecki, który stykał się ze względnie
stabilnymi imperiami Konstantynopola i Moskwy, całkowicie
podporządkował się władzy państwowej; na Zachodzie zaś walka ciągle
trwała i toczyła się, ze zmiennym szczęściem, aż do czasów
reformacji, a w Niemczech, Meksyku i Hiszpanii trwa aż do chwili
obecnej. Przez
pierwsze sześć wieków po inwazji barbarzyńców Kościół zachodni nie
był w stanie rywalizować na równych prawach z porywczymi i
buntowniczymi germańskimi królami i baronami, jacy władali Anglią i
Francją, północną Italią oraz chrześcijańską Hiszpanią. Było po temu
wiele powodów. Podbój Italii przez Justyniana uczynił w tym czasie z
papiestwa instytucję bizantyńską i znacznie zmniejszył jego wpływy na
Zachodzie. Wyżsi rangą duchowni wywodzili się, z nielicznymi
wyjątkami, z feudalnej arystokracji, z którą czuli się bardziej
związani niż z odległym i obcym im papieżem, którego ingerencje były
dla nich obraźliwe. Niżej stojący księża byli ciemni i przeważnie
żonaci, co miało taki skutek, że bardziej zależało im na przekazaniu
beneficjów własnym synom niż na służbie dla Kościoła. Podróże były
tak utrudnione, że władza Rzymu nie rozciągała się na odległe
królestwa. Pierwszą skuteczną administracją, sprawującą władzę na
rozległym obszarze, dysponował nie papież, lecz Karol Wielki, którego
wszyscy współcześni uważali za niekwestionowanego zwierzchnika
papieża.
Po roku tysięcznym,
kiedy okazało się, że oczekiwany koniec świata nie nadchodzi,
nastąpił gwałtowny rozwój cywilizacyjny. Kontakty z Maurami w
Hiszpanii i na Sycylii przyspieszyły rozwój filozofii scholastycznej.
Normanowie, którzy przez stulecia stanowili po prostu piracką plagę,
przyswoili sobie we Francji i na Sycylii wszystko, co świat
współczesny miał do zaoferowania, i z siły chaosu stali się siłą
porządku i religii. Co więcej, zaczęli też postrzegać władzę papieża
jako użyteczną do legitymizacji własnych podbojów. To za ich sprawą
Kościół w Anglii znalazł się, po raz pierwszy w historii, pod
całkowitą dominacją Rzymu. W tym samym czasie zarówno cesarz, jak i
król Francji, mieli ogromne trudności z kontrolowaniem wasali. W tych
okolicznościach umiejętność kierowania państwem i niespożyta energia
Grzegorza VII (Hildebranda) zapoczątkowała wzrost władzy papieża,
który trwał przez następne dwa stulecia. Ponieważ okres ten stanowi
świetny przykład władzy duchownej, zajmę się nim teraz nieco
dokładniej. Wielkie
dni papiestwa, które zaczęły się po objęciu władzy przez Grzegorza
VII (w 1073 roku), trwały aż do ustanowienia przez Klemensa V
papiestwa w Awinionie (w 1306 roku). Odniesione w tym czasie
zwycięstwa zostały osiągnięte siłami „duchowymi", tj. za
pomocą przesądu, nie zaś siłą miecza. Przez cały ten okres papieże
znajdowali się pozornie na łasce rzymskiego motłochu, któremu
przewodzili niesforni miejscy patrycjusze, gdyż — cokolwiek
reszta chrześcijaństwa by o tym sądziła — Rzym nigdy nie żywił
szacunku dla swego biskupa. Sam wielki Hildebrand
zmarł
na wygnaniu; a jednak osiągnął i przekazał władzę zdolną upokarzać
największych nawet monarchów. Canossa, choć jej bezpośrednie
polityczne konsekwencje były korzystne dla cesarza Henryka IV, stała
się dla następnych wieków symbolem. Bismarck w czasie Kulturkampfu
powiedział: „nie pójdziemy do Canossy", jednak przechwalał
się przedwcześnie. Henryk IV,
który został ekskomunikowany, potrzebował odpuszczenia grzechów, by
dalej realizować swe plany, Grzegorz zaś, choć nie mógł odmówić
penitentowi rozgrzeszenia, zażądał uniżenia się jako ceny za
pojednanie z Kościołem. Jako politycy, ludzie mogli buntować się
przeciwko papieżowi, lecz tylko heretycy kwestionowali jego władzę
kluczy, herezji nie aprobował zaś nawet cesarz Fryderyk II w okresie
największego nasilenia jego walki z papiestwem.
Pontyfikat Grzegorza
VII stanowił kulminację ważnego okresu kościelnych reform. Przedtem
cesarz stał w oczywisty sposób ponad papieżem i często rościł sobie
prawo do decydującego głosu przy jego wyborze. Hen ryk III, ojciec
Henryka IV, pozbawił tronu Grzegorza VI za symonię, a następnie
mianował niemieckiego papieża Klemensa II. Jednakże Henryk II nie był
w konflikcie z Kos'ciolem;
przeciwnie,
był człowiekiem pobożnym, sprzymierzonym ze wszystkimi najbardziej
gorliwymi duchownymi swoich czasów. Wspierany przez niego ruch
reform, który poprowadził do zwycięstwa Grzegorz VII, był zasadniczo
skierowany przeciwko grożącej Kościołowi tendencji zarażenia się
feudalizmem. Królowie i możnowładcy wybierali arcybiskupa i biskupów,
którzy sami z zasady należeli do feudalnej arystokracji i mieli
niezwykle świecki pogląd na swą sytuację. W Cesarstwie najznakomitsi
poddani cesarza początkowo byli urzędnikami i władali ziemią na mocy
swego oficjalnego urzędu; lecz w końcu jedenastego wieku stali się
dziedzicznymi możnowładcami, których dobra przekazywane były
spadkobiercom. Istniało więc niebezpieczeństwo podobnego obrotu spraw
w Kościele, zwłaszcza pośród niższego rangą świeckiego kleru.
Stronnictwo reformatorów w Kościele zaatakowało pokrewne sobie zła
symonii i „konkubinatu" (jak nazywano małżeństwa księży).
W swojej kampanii stronnictwo to wykazało się gorliwością, odwagą,
poświęceniem oraz życiowym doświadczeniem; dzięki swej świętości
zyskało wsparcie świeckich, dzięki zaś elokwencji pozyskało kręgi
początkowo mu wrogie. Na przykład w Mediolanie w 1058 roku święty
Piotr Damian wezwał księży do podporządkowania się reformatorskim
dekretom Rzymu; początkowo wywołał tym taki gniew, iż jego życie było
zagrożone, w końcu jednak zwyciężył, a wówczas okazało się, że
literalnie każdy mediolański ksiądz, od arcybiskupa w dół, winien był
symonii. Wszyscy wyznali grzechy i obiecali posłuszeństwo w
przyszłości; w tych warunkach nie zostali wywłaszczeni, lecz dano im
wyraźnie do zrozumienia, że wszelkie następne odstępstwa zostaną już
bezlitośnie ukarane. Celibat
księży był jedną z trosk Hildebranda; wymuszając go, zjednał sobie
wiernych, którzy byli częstokroć winni niezmiernych okrucieństw
popełnianych na księżach oraz ich żonach. Kampania ta nie była
oczywiście zakończona całkowitym powodzeniem — do dziś dnia nie
powiodła się w Hiszpanii — lecz jeden z jej celów został
osiągnięty dzięki zarządzeniu mówiącemu, że synowie księży nie mogą
być wyświęcani, co zapobiegło przekształceniu lokalnego kleru w
instytucję o charakterze dziedzicznym.
Jednym z największych
sukcesów ruchu reformatorskiego było ustalenie, dekretem z 1059 roku,
sposobu wyboru papieża. Przed wydaniem rozporządzenia cesarz i lud
rzymski mieli pewne nieokreślone prawa, co powodowało częste rozłamy
i kwestionowanie wyborów. Nowe przepisy odniosły sukces — choć
nie od razu i nie bez walki — ograniczając prawo wyboru
wyłącznie do kardynałów. Omawiany
ruch reformatorski, który wypełnił drugą połowę jedenastego stulecia,
odniósł w dużym stopniu sukces, oddzielając opatów, biskupów i
arcybiskupów od feudalnych notabli oraz oddając papieżowi głos w
kwestii ich mianowania — gdy był go pozbawiony, zwykle mógł się
dopatrzyć grzechu symonii. Zrobiło to wrażenie na świeckich oraz
zwiększyło ich cześć dla Kościoła. Kiedy udało się narzucić celibat,
znacznie silniej oddzieliło to księży od reszty świata i bez
wątpienia stymulowało ich dążenie do władzy, gdyż ascetyzm w
większości ma takie właśnie działanie. Wzbudziło to u czołowych
duchownych moralny entuzjazm z powodu, w który uwierzył każdy, poza
odnoszącymi zyski ze zwykłej korupcji, a jako główny środek
podtrzymujący tę przyczynę, spowodowało wielki wzrost władzy papieża. Zależność
władzy od propagandy na początku zwykle wymaga, tak jak w tym
wypadku, niezwykłej odwagi i poświęcenia; lecz gdy dzięki nim
zdobędzie się już szacunek, cechy te można odrzucić, a jako środek
doczesnego awansu wykorzystywać samą władzę. Następnie szacunek z
czasem zanika, a korzyści, jakie zapewniał, zostają utracone. Czasami
proces ten trwa kilka lat, czasem tysiące, lecz w istocie jest zawsze
ten sam. Grzegorz
VII nie był pacyfistą. Miał ulubione powiedzenie: „Niech będzie
potępiony ten, kto cofa swój miecz przed przelaniem krwi".
Jednak objaśniał to jako zakaz zabraniania głoszenia kazań ludziom
ogarniętym cielesnymi żądzami, co usprawiedliwia jego pogląd na siłę
propagandy. Nicholas
Breakspear, jedyny Anglik zasiadający na papieskim tronie
(1154—1159), ukazał teologiczną władzę papieża w nieco innej
kwestii. Arnold z Brescii, uczeń Abelarda, głosił pogląd, że
„duchowni, którzy posiadają ziemię, biskupi posiadający lenna,
mnisi, którzy mają posiadłości, nie mogą zostać zbawieni".
Doktryna ta nie była oczywiście ortodoksyjna. Święty Bernard mawiał o
nim: „To człowiek, który ani nie jada, ani nie pija, a tylko,
niczym diabeł, jest głodny i spragniony krwi ludzkich dusz".
Niemniej jednak Bernard
potwierdził jego przykładną wręcz świętość, która uczyniła z niego
użytecznego sprzymierzeńca Rzymian w konflikcie z papieżem i
kardynałami, których udało im się w końcu skazać na wygnanie w 1143
roku. Wspomagał też odrodzenie się Republiki Rzymskiej, która szukała
w jego doktrynie moralnego usankcjonowania. Jednak Hadrian IV
(Breakspear), wykorzystując zamordowanie kardynała, obłożył Rzym
interdyktem w czasie Wielkiego Tygodnia. Gdy zbliżał się Wielki
Piątek, teologiczny terror owładnął Senatem, który zdradziecko się
poddał. Z pomocą cesarza Fryderyka Barbarossy pojmano i powieszono
Arnolda; jego ciało spalono, a prochy wrzucono do Tybru. W ten oto
sposób dowiedziono, że księża mają prawo być bogaci. Aby odwdzięczyć
się cesarzowi, papież koronował go u świętego Piotra. Wojska cesarza
były użyteczne, lecz nie tak użyteczne jak wiara katolicka, której w
znacznie większym stopniu niż świeckiej pomocy Kościół zawdzięczał
zarówno swą władzę, jak i bogactwo. Poglądy
Arnolda z Brascii zdołały pogodzić ze sobą papieża i cesarza, gdyż
każdy z nich zrozumiał, iż obaj są potrzebni do utrzymania panującego
porządku. Gdy jednak pozbyto się Arnolda, nieuchronny konflikt
wkrótce wybuchł na nowo. W długiej wojnie, jaka nastąpiła później,
papież zyskał nowego sprzymierzeńca, mianowicie Ligę Lombardzką.
Miasta Lombardii, zwłaszcza Mediolan, były handlowe i bogate; w owym
czasie przodowały one pod względem rozwoju gospodarczego, co w
pamięci Anglików utrwala nazwa „Lombard Street" (ulica
Lombardzka). Cesarz popierał feudalizm, którego wrogiem był już
wówczas burżuazyjny kapitalizm. Choć Kościół zabraniał „lichwy",
papież był pożyczkobiorcą, kapitał znajdował zaś u bankierów w
północnej Italii, co było tak użyteczne, iż teologiczne rygory
musiały zostać osłabione. Konflikt Barbarossy z papieżem, który
ciągnął się przez dwadzieścia lat, zakończył się remisem, a fakt, że
cesarz nie odniósł w nim zwycięstwa, zawdzięczać należy głównie
miastom Lombardii. W
długim sporze pomiędzy papiestwem a cesarzem Fryderykiem II
ostateczne zwycięstwo osiągnął papież zasadniczo dzięki dwóm
czynnikom: opozycji nastawionych kupiecko miast północnych Włoch,
Toskanii oraz Lombardii, a także religijnemu entuzjazmowi wywołanemu
przez franciszkanów. Święty Franciszek głosił apostolskie ubóstwo i
powszechną miłość; lecz w kilka lat po jego śmierci jego
kontynuatorzy działali niczym sierżanci prowadzący nabór w gwałtownej
wojnie o obronę stanu posiadania Kościoła. Cesarz został pokonany
głównie dlatego, że nie potrafił ubrać swoich pobudek w szaty
świętości czy moralności. Równocześnie
sposób prowadzenia wojny przez papieża spowodował, że wiele osób
krytykowało papiestwo z przyczyn moralnych. O papieżu Innocentym IV,
z którym spierał się Fryderyk, tak pisze Cambridge Medieval
History
(Vol.
VI, str.
176):
„Jego koncepcja
papiestwa była bardziej świecka niż jakiegokolwiek papieża przed nim.
Swoją słabość postrzegał jako polityczną i takie też były jego środki
zaradcze. Stale używał swojej duchowej władzy, by zdobywać pieniądze,
kupować przyjaciół, dosięgać wrogów, brakiem zaś jakichkolwiek
skrupułów wywołał wokół pełną lekceważenia wrogość do papiestwa. Jego
dyspensy były skandaliczne. Nie zważając na swoje duchowe obowiązki i
naruszając lokalne prawa, wykorzystywał dobra Kościoła jako papieskie
dochody i środki politycznych nagród: bywało, że nawet czterech
papieskich kandydatów czekało kolejno na jakieś beneficjum. Naturalną
konsekwencją takiego systemu były fatalne nominacje; także legaci
wyznaczani do prowadzenia wojny i dyplomacji najczęściej odznaczali
się całkowicie doczesnymi cechami... Innocenty nie był świadom
spowodowanej przez siebie utraty prestiżu i wpływu duchowego. Miał
dobre intencje, brak mu było jednakże słusznych zasad. Obdarzony
odwagą, wielką stanowczością i przenikliwością, jego chłodny umysł
rzadko bywał poruszony katastrofą czy szczęśliwymi okolicznościami,
on sam zaś cierpliwie dążył do własnych celów ze zdradliwą
przebiegłością, która obniżyła zasady panujące w Kościele. Jego wpływ
na bieg wydarzeń był przemożny. Strzaskał cesarstwo; rozpoczął
pontyfikat od upadku papiestwa; ukształtował przeznaczenie całej
Italii".
Śmierć Innocentego IV
nie spowodowała żadnej zmiany w polityce papiestwa. Jego następca
Urban IV z pełnym powodzeniem kontynuował walkę z synem Fryderyka
Manfredem, pozyskawszy sobie pomoc ze strony wciąż rozwijającego się
włoskiego kapitalizmu, ilekroć ten się chwiał, w interesujący sposób
wykorzystując swój autorytet w sprawach moralności, co stanowi
klasyczny przykład przekształcania się władzy propagandy w siłę
gospodarczą. Większość bankierów, dzięki prowadzonym przez nich
poważnym transakcjom przy pobieraniu papieskich dochodów, stała już
po stronie papieża, ale w niektórych miastach, na przykład w Sienie,
poczucie przynależności do gibelinów było tak silne, że początkowo
bankierzy wzięli stronę Manfreda. Gdziekolwiek jednak tak się
zdarzyło, papież informował dłużników banków, iż ich chrześcijańską
powinnością jest nie płacić należnych bankom długów, wypowiedź tę zaś
dłużnicy ochoczo potraktowali jako autorytatywną. W rezultacie Siena
utraciła handel z Anglią. W całej Italii bankierzy, którzy uniknęli
ruiny, zostali zmuszeni owym papieskim manewrem do przejścia na
stronę gwelfów.6 Lecz
stosowanie takich środków, choć pomogło uzyskać polityczne wsparcie
ze strony bankierów, zarazem nie mogło niestety wzmocnić ich szacunku
do papieża jako autorytetu duchowego. Cały
okres od upadku Cesarstwa Rzymskiego aż do końca XVI wieku można
postrzegać jako walkę między dwiema tradycjami: imperium rzymskiego
oraz teutońskiej arystokracji, najpierw uosabianej przez Kościół, a
następnie przez państwo. Władcy Świętego Cesarstwa Rzymskiego
usiłowali anektować tradycję starożytnego Rzymu, lecz ponieśli
porażkę. Z wyjątkiem Fryderyka II byli zbytnimi ignorantami, by
zrozumieć tradycję rzymską, a znane im polityczne instytucje
feudalizmu były germańskie. Język ludzi wykształconych — także
tych, którzy służyli cesarzom — miał ściśle starożytne
korzenie; prawo było rzymskie, filozofia grecka, ale obyczajów,
przeważnie germańskiego pochodzenia, nie można było nawet kulturalnie
nazwać. W dobie dzisiejszej wykładowca języków klasycznych napotkałby
te same trudności, próbując opisać po łacinie procesy produkcyjne
współczesnego przemysłu. Dopiero w. czasach odrodzenia, kiedy języki
narodowe zajęły miejsce łaciny, germański element w cywilizacji
zachodniej znalazł właściwe mu środki literackiego i intelektualnego
wyrazu. Po
upadku Hohenstaufów zdawało się, że Kościół na kilka dziesięcioleci
przywrócił władzę Italii nad światem zachodnim. Oceniając według
standardów finansowych, władza ta była co najmniej tak silna jak za
Antoninów — zyski płynące do Rzymu z terenu Anglii i Niemiec
daleko przekraczały te, które były w stanie wymusić rzymskie legiony.
Wymuszano je zaś nie siłą oręża, lecz dzięki szacunkowi dla
papiestwa. Jednak
gdy tylko papieże przenieśli siedzibę do Awinionu, zaczęli tracić
szacunek, jaki zyskali sobie w ciągu trzech poprzednich stuleci.
Działo się tak nie tylko na skutek ich całkowitej służalczości w
stosunku do królów Francji, lecz także z powodu udziału w
niezmiernych okrucieństwach, takich jak likwidacja zakonu
templariuszy. Król Filip IV, znajdując się z finansowych opałach,
spoglądał z zawiścią na ich dobra. Zdecydowano się oskarżyć ich,
właściwie bezpodstawnie, o herezję. Z pomocą papieża aresztowano
tych, którzy przebywali we Francji, a następnie torturowano, aż
przyznali się do składania hołdu szatanowi, opluwania krzyża, etc, w
końcu zaś większość spalono, a król przejął ich dobra, nie
zapominając przy tym o kąskach dla papieża. Takie czyny
zapoczątkowały moralną degenerację papiestwa. Wielka
schizma utrudniła jeszcze bardziej oddawanie czci papieżowi, gdyż
nikt nie wiedział, który z pretendentów był papieżem prawowitym, obaj
obłożyli się zaś nawzajem anatemą. W czasie wielkiej schizmy każdy z
rywali wykazał się rosnącą chciwością władzy, posuniętą aż do łamania
najbardziej uroczystych przysiąg. W wielu krajach zarówno państwo,
jak i miejscowy Kościół wspólnie wymawiali posłuszeństwo obu
papieżom. Z czasem stawało się jasne, iż tylko sobór generalny może
położyć kres zamieszaniu. Niestety sobór w Pizie ustanowił tylko
trzeciego papieża, nie pozbywając się równie skutecznie dwóch
poprzednich, choć jednocześnie oświadczył, że usuwa ich obu jako
heretyków; w końcu jednak soborowi w Konstancji udało się zdjąć z
tronu wszystkich trzech papieży, a tym samym przywrócić jedność
Kościoła. Ale spór ten zniszczył resztki tradycyjnego szacunku dla
papiestwa. Dlatego pod koniec tego pełnego zamieszania okresu Wycliff
mógł napisać o papiestwie:
„Pozbycie się
takiego demona nie tylko nie zaszkodziłoby Kościołowi, ale byłoby
wręcz dla niego z pożytkiem; dążąc do jego zniszczenia, Kościół
działałby wyłącznie z nakazu Boga". '
Papiestwo piętnastego
wieku, choć odpowiadało Italii, było zbyt świeckie i doczesne, jak
również zbyt otwarcie niemoralne, by zadowolić pobożność krajów
północy. W końcu moralny sprzeciw w krajach germańskich stał się
wystarczająco silny, by umożliwić wolną grę czynników gospodarczych:
nastąpiła generalna odmowa płacenia podatków Rzymowi, a książęta i
możni konfiskowali ziemie należące do Kościoła. Wszystko to nie
byłoby jednak możliwe bez doktrynalnego sprzeciwu protestantyzmu,
który nigdy by przecież nie nastąpił, gdyby nie wielka schizma i
skandale papiestwa okresu renesansu. Gdyby moralna siła Kos'ciola
nie
osłabła już od środka, jego przeciwnicy nie mieliby jej po swojej
stronie i zostaliby pokonani, podobnie jak to miało miejsce z
Fryderykiem II. W
tym kontekście będzie interesujące przyjrzeć się, co na temat księstw
kościelnych ma do powiedzenia Machiavelli
w
XI rozdziale Księcia:
„Obecnie
pozostaje nam jedynie omówić księstwa kościelne, co do których
wszystkie trudności występują, zanim się je posiądzie, gdyż zyskuje
się je przez cnotę lub szczęście, a zatrzymuje bez jednego i
drugiego. Albowiem są one oparte na starodawnych urządzeniach
religijnych, a te wszystkie są tak potężne i taką mają właściwość, że
podtrzymują swych książąt przy władzy bez względu na to, jak
postępują i żyją. Tylko ci książęta mają państwa, a ich nie bronią,
mają poddanych, a nimi nie rządzą, i nikt im nie odbiera państw,
pozostawionych bez obrony, a poddani, ponieważ nie są rządzeni, nie
troszczą się o nich i ani myślą, ani mogą się ich pozbyć. Są to więc
jedyne księstwa, które są bezpieczne i szczęśliwe. Lecz ponieważ są
one rządzone przez siły wyższe, niedostępne dla umysłu ludzkiego,
przeto nie będę o nich mówił; tworzy je bowiem i utrzymuje Bóg, więc
rozpatrywanie ich byłoby zarozumiałością i zuchwałością".7
Słowa te napisano w
okresie pontyfikatu Leona X, podczas którego rozpoczęła się
reformacja. Pobożni Niemcy nie mogli w końcu uwierzyć, że srogi
nepotyzm Aleksandra VI lub finansowa chciwość Leona mogły być
„tworzone i utrzymywane przez Boga". Luter, „człowiek
zarozumiały i zuchwały", bardzo chętnie wdał się w dyskusję na
temat władzy papieskiej, przed czym wzdragał się Machiavelli.
Gdy
tylko pojawiło się moralne i teologiczne wsparcie dla opozycji wobec
Kościoła, czynnik interesów własnych spowodował jej gwałtowne
rozprzestrzenienie się. Ponieważ władza Kościoła była oparta na
władzy kluczy Piotrowych, naturalne było, iż opozycja winna opierać
się na nowej doktrynie usprawiedliwienia. Teologia Lutra pozwoliła
świeckim książętom obrabować Kościół bez obawy wiecznego potępienia i
bez wysłuchiwania moralnej krytyki ze strony ich własnych poddanych. Podczas
gdy czynniki natury gospodarczej przyczyniły się znacznie do
rozprzestrzenienia się reformacji, nie były one z pewnością
wystarczającą dla niej przyczyną, gdyż uprzednio oddziaływały już
przecież przez całe stulecia. Wielu cesarzy usiłowało przeciwstawić
się papieżowi; czynili tak też królowie w innych krajach, jak np.
Henryk II oraz król Jan w Anglii. Lecz ich usiłowania uważano za
diabelskie, dlatego przegrali. Dopiero gdy papiestwo przez długi czas
tak bardzo nadużywało swej tradycyjnej władzy, że spowodowało tym
samym moralną rewoltę, skuteczny opór stał się w ogóle możliwy. Warto,
by powstanie i upadek władzy papieskiej studiował każdy, kto pragnie
zrozumieć zdobywanie władzy dzięki propagandzie. Nie wystarczy
stwierdzić, że ludzie byli wówczas przesądni i wierzyli we władzę
Piotrowych kluczy. Przez całe średniowiecze istniały herezje, które
mogły się rozprzestrzenić, tak jak rozprzestrzenił się protestantyzm,
gdyby papieże nie zasługiwali na ogólny szacunek. I bez herezji
świeccy władcy czynili usilne starania, by utrzymać Kościół w
zależności od państwa, co nie powiodło się na Zachodzie, choć udało
na Wschodzie. Różne były po temu powody.
Po pierwsze, papiestwo
nie było dziedziczne i dzięki temu nie dotykały go trudności długiej
niepełnoletności, czego doświadczały świeckie królestwa. Człowiek
niełatwo dostawał się na zaszczytne stanowiska w Kościele, chyba że
dzięki pobożności, nauce czy umiejętności kierowania nawą państwową;
w rezultacie większość papieży to ludzie stojący znacznie powyżej
przeciętnej, pod jednym lub wieloma względami. Mogło się zdarzyć, że
świeccy władcy byli obdarzeni zdolnościami, ale bardzo często bywało
odwrotnie; co więcej, nie mieli za sobą doświadczenia w panowaniu nad
własnymi namiętnościami, którą to umiejętność posiadały osoby
duchowne. Królowie wielokrotnie popadali w tarapaty, pragnąc się
rozwieść, przez co zdawali się na łaskę papieża, ponieważ sprawa ta
leżała w gestii Kościoła. Próbując uporać się z tym problemem,
czasami imali się sposobów Henryka VIII, lecz ich poddani byli tym
zaszokowani, wasale zostawali uwolnieni od przysięgi wierności, a oni
sami w końcu musieli się podporządkować, lub też upadali. Inną
wielką siłę papiestwa stanowiła jego bezosobowa ciągłość. W walce z
Fryderykiem II zadziwiające jest, jak mało zmian pociągała za sobą
śmierć papieża. Istniał bowiem trzon doktryny oraz tradycja
dyplomatyczna, której królowie nie mogli przeciwstawić niczego równie
trwałego. Dopiero wraz ze wzrostem nacjonalizmu świeckie rządy
zyskały porównywalną ciągłość czy wytrwałość w dążeniu do celu. W
XI, XII i XIII wieku królowie to z zasady ignoranci, podczas gdy
większość papieży była zarazem wykształcona i dobrze poinformowana.
Co więcej, królów wiązał system feudalny, przyciężki, nieustannie
zagrożony anarchią i wrogi wszelkim nowym siłom ekonomicznym. Ogólnie
rzecz biorąc, w wymienionych stuleciach Kościół reprezentował wyższy
poziom cywilizacji niż państwo. Daleko
większą siłą Kościoła był jednak moralny szacunek, którym się
cieszył. Jako szczególny kapitał moralny odziedziczył zdobytą w
starożytności męczeńską chwałę. Jego zwycięstwa były, jak
widzieliśmy, związane z wprowadzeniem celibatu, który robił na
ludziach średniowiecza przeogromne wrażenie. Bardzo wielu duchownych,
w tym niemało papieży, wolało raczej cierpieć niż ustąpić w tym
właśnie punkcie doktryny. Dla przeciętnego człowieka było jasne, że w
świecie niekontrolowanej zachłanności, rozwiązłości i egoizmu wybitni
dygnitarze Kościoła bardzo często poświęcali życie celom
nieosobistym, których realizacji z ochotą podporządkowywali własny
los. W następnych stuleciach ludzie o wyraźnych cechach świętości —
jak Hildebrand,
Św.
Bernard, św. Franciszek — olśnili opinię publiczną i zapobiegli
moralnej kompromitacji Kościoła, która musiałaby w przeciwnym razie
nastąpić z powodu karygodnego postępowania innych. Lecz
dla organizacji o celach idealnych, które usprawiedliwiają miłość do
władzy, sława cnót wyższych jest niebezpieczna, w dłuższym zaś czasie
jej następstwem jest jedynie przewaga w pozbawionej skrupułów
bezwzględności. Kościół głosił wzgardę dla rzeczy tego świata, co nie
przeszkadzało mu zdobyć zwierzchnictwa nad królami. Zakonnicy
składali śluby ubóstwa, co zrobiło na wszystkich takie wrażenie, że i
tak już niezwykle bogactwa Kościoła się zwiększyły. Św. Franciszek,
głosząc braterską miłość, wzbudził entuzjazm niezbędny do
zwycięskiego prowadzenia długiej i okrutnej wojny. W końcu, w epoce
renesansu Kościół zatracił wszystkie swe moralne cele, którym
zawdzięczał bogactwo i władzę, dlatego szok reformacji okazał się
niezbędny, by doprowadzić do jego odnowienia. Wszystko
to jest nieuchronne, gdy najwyższą cnotę wykorzystuje się jako środek
do zdobycia przez jakąś organizację tyrańskiej władzy. Upadek
tradycyjnej władzy, z wyjątkiem sytuacji, gdy następuje on wskutek
obcego podboju, zawsze jest skutkiem jej nadużycia przez tych, którzy
wierzą — niczym Machiavelli
— że
wywiera ona na ludzkie umysły zbyt silny wpływ, by mogły go zburzyć
nawet największe zbrodnie. Cześć,
jaką starożytni Grecy żywili dla wyroczni, a wieki średnie dla
papieża, oddaje się dziś w Stanach Zjednoczonych Sądowi Najwyższemu.
Ci, którzy przestudiowali funkcjonowanie amerykańskiej konstytucji,
wiedzą, że Sąd Najwyższy należy do zespołu sił zaangażowanych w
obronę praw plutokracji. Jednak część z tych, którzy to wiedzą, stoi
po stronie plutokracji, dlatego nie robi nic, by osłabić cześć, jaką
tradycyjnie cieszy się Sąd Najwyższy, innych zaś dyskredytuje w
oczach zwykłych, spokojnych obywateli posądzenie o wywrotowość i
bolszewizm. Zanim nowy Luter będzie w stanie zaatakować z powodzeniem
władzę oficjalnych interpretatorów konstytucji, konieczne będą dalsze
w oczywisty sposób stronnicze działania.
Władza
teologiczna w znacznie mniejszym stopniu cierpi na przegranej wojnie
niż władza świecka. Jest prawdą, że po I wojnie światowej Rosja i
Turcja przeszły zarówno teologiczną, jak i polityczną rewolucję, lecz
w obu tych krajach tradycyjna religia była bardzo ściśle powiązana z
państwem. Najpoważniejszym przykładem teologicznego przetrwania mimo
przegranej wojny jest zwycięstwo Kościoła nad barbarzyńcami w V
wieku. Święty Augustyn wyjaśniał w Państwie Bożym, do którego
napisania natchnieniem było złupienie Rzymu, iż władza doczesna nie
jest tym, co zostało obiecane prawdziwym wyznawcom, dlatego też nie
należało jej oczekiwać jako rezultatu prawa wierności. Poganie,
którzy przetrwali w Imperium, dowodzili, że klęska Rzymu była karą za
odrzucenie bogów, lecz pomimo pozornego prawdopodobieństwa istnienia
takiego związku, pogląd ten nie zyskał znaczniejszego uznania; u
najeźdźców przeważyła bowiem wyższa cywilizacja pokonanych, dlatego
zwycięzcy przyjmowali wiarę chrześcijańską. W taki oto sposób za
pośrednictwem Kościoła wpływ Rzymu przetrwał wśród barbarzyńców, z
których żadnemu, przed Hitlerem, nie udało się odrzucić tradycyjnej
kultury antycznej.
1.
W. H. R. Rivers,
Medycyna, magia i
religia, str.
16. 2.
W. H. R. Rivers,
Medycyna, magia i
religia, str.
44. 3.
Herodot, Księga V, rozdz. 63.
4.
Herodot podaje też inne przykłady korupcji Pytii: Księga VI, rozdz.
66.
5.
W. H. R. Rivers, Organizacja społeczna, s. 167.
6.
Patrz: Cambridge Mediewal History, Vol. VII str. 162.
7.
Niccolo Machiavelli, Książę,
PIW, Warszawa 1984, str. 67.
|