Katarzyna Guczalska
PEDOFILIA I PRAWO BOSKIE
Rozkoszując się wakacjami (lipiec 2014 r.) i podróżując samochodem, miałam okazję
wysłuchać audycji "Kościół
Wczoraj, Dziś i Jutro", w katolickiej rozgłośni "Radio
Plus", którą prowadził Piotr Zworski1
Osoby biorące udział w audycji komentowały m.in. zapowiadaną - we
włoskim dzienniku "La Repubblica" - wojnę
papieża Franciszka z pedofilią wśród księży. A było co komentować, gdyż w
udzielonym wywiadzie papież stwierdził m.in.: "Użyję kija
przeciw księżom pedofilom". Nazwał również praktykowaną przez
księży, biskupów oraz kardynałów pedofilię "trądem" oraz
wspomniał o czymś, o czym wszyscy już od dawna wiedzą: o licznej
grupie w kościele, która "wie i milczy". Franciszek odkrył
również przed czytelnikami swój stan emocjonalny związany z
nadużyciami seksualnymi. Pedofilia obecna w kościele to dla niego
stan rzeczy "nie do zniesienia"
i papież "ma zamiar stawić mu czoło z surowością, jakiej
wymaga"2
Nie
zamierzam roztrząsać tutaj zjawiska nadużyć seksualnych w kościele
katolickim, ponieważ na ten temat napisano już wiele wnikliwych i
kompetentnych analiz. Chciałam poddać jedynie krótkiej analizie formę
wypowiedzi dotyczących pedofilii. Pragnę równocześnie przypomnieć, że
z perspektywy nauki Jezusa zawartej w Nowym Testamencie,
wszelkie sposoby tuszowania przestępstw seksualnych w kościele (np.
przenoszenie funkcjonariuszy kościoła katolickiego na inną placówkę3)
są rażąco niezgodne ze stanowiskiem Jezusa. Jeśli katolicy są
rzeczywiście zwolennikami prawa boskiego, to powinni głoszone przez
siebie nakazy moralne odnosić przede wszystkim do samych siebie.
Jeśli twierdzą, że prawo boskie jest prawem uniwersalnym, to obejmują
nim również wszystkich urzędników kościoła katolickiego. Jeśli
katolicy nie chcą popadać w coraz większą hipokryzję (a nawet
śmieszność), to prawa boskiego nie powinni zawężać i stosować
selektywnie - na przykład jedynie w odniesieniu do spraw
bioetycznych, wśród których kler upodobał sobie szczególnie sprawy
związane z życiem seksualnym czy aborcją. Jeśli katolicy chcą być
wiarygodni, niech pokażą, że stosują prawo boskie w odniesieniu do
kapłanów-pedofilów.
Powiedz
coś o pedofilii, a powiem ci kim jesteś
W
audycji radiowej, której przez przypadek miałam okazję wysłuchać,
moją uwagę pewien przykuł charakterystyczny sposób mówienia o
kapłanach-zboczeńcach. Uwagi poczynione przez osoby obecne w studiu
radiowym nie były ani odkrywcze, ani głębokie. Były one jednak
charakterystyczne
dla środowisk katolickich i przez to godne uwagi. Istnieje bowiem
pewien stale obecny refren i symptomatyczny sposób wypowiadania się
katolików, którzy konfrontują się z nadużyciami seksualnymi swoich
przewodników duchowych. Niezależnie od czasu, miejsca i osób
biorących udział w dyskusji, przyznaniu się do określonych błędów
poczynionych przez ludzi kościoła, towarzyszy znamienny motyw. Jest
nim obrona instytucji kościoła. Zanim gorliwy katolik zabierze głos w
temacie "grzechów
kościoła" można z grubsza przewidzieć jaką formę przybierze jego
wypowiedź. Osoba taka nie może na przykład powiedzieć o istnieniu
pedofilii w kościele, wyrazić ubolewanie tym faktem i na tym
zakończyć swoją wypowiedź. Nie. Ona musi jednocześnie kościół
usprawiedliwić i obronić. Realizacja tego zadania przybiera różne
formy. Ktoś na przykład podnosi problem tuszowania przestępstw
seksualnych w kościele i słyszy w odpowiedzi: "wolisz islam"?
(forma obrony: atak). Ktoś przypomina gorzką historię księdza z
Tylawy, który molestował seksualnie dziewczynki. W odpowiedzi słyszy:
"wszędzie zdarzają się wynaturzenia seksualne - nie tylko w
kościele katolickim" (forma obrony: pomniejszanie winy).
Generalnie katolikom chodzi o to, żeby do krytyków ich przestępstw
dotarło, że - cokolwiek by się nie działo - grzechy seksualne
kapłanów nie sięgają istoty kościoła; instytucja ta jest zawsze the
best
(w języku katolickim: kościół jest "święty"). I nic tego
nigdy nie zmieni: ani jedno nadużycie seksualne, ani miliony nadużyć
seksualnych. I tak w kółko. Albo: "u innych jest gorzej",
albo: "nie w wypaczeniach i grzechach członków kościoła zasadza
się istota tej instytucji".
Zrzucić
winę na geja
W
czasie audycji radiowej wszystko odbyło się zgodnie ze schematem.
Radiowi dyskutanci przyznali: fakt, pedofilia w kościele istnieje i
to źle, że pedofilia w kościele istnieje. Na tym dyskurs katolicki
nie może się jednak zakończyć. Natychmiast dorzucono szereg
usprawiedliwień: ale przecież dwa procent pedofilii w kościele, to
jest jedynie dwa procent, a nie aż dwa procent4.
Kolejne tłumaczenie: przecież żadna inna instytucja nie walczy tak
odważnie i konsekwentnie z pedofilią jak kościół katolicki. W końcu
na antenie radia pojawił się misyjny majstersztyk, który nikogo nie
powinien zdziwić: za pedofilię w kościele odpowiadają księża
homoseksualni, a nie "normalni" heteroseksualni kapłani.
Już tłumaczę. Wypowiadając taką frazę, katolik trzyma się modelowo
zasady: nawet krzywdę dzieci można przedstawić w formie broniącej
kościół. Homoseksualizm zostaje wprowadzony do dyskusji po to, żeby
kościół usprawiedliwić (to już wiemy). Oczywiście, nadużycia
seksualne księży dotyczą chłopców i dziewczynek, ale przecież w
strategii usprawiedliwiania instytucji nie o fakty głównie chodzi5.
O co zatem chodzi? W tego typu wypowiedzi zawarte jest rozgrzeszenie
kościoła polegające na sugestii: tak naprawdę pedofilii w kościele
winni są geje (forma obrony: zrzucanie winy na kogoś innego). Skoro
katolicy nie akceptują zachowań homoseksualnych i uważają je za
praktyki grzeszne, oznacza to, że nadużycia seksualne (jako związane
przede wszystkim z homoseksualizmem) nie są immanentną częścią
kościoła, lecz przychodzą do niego niejako z zewnątrz (ze świata
świeckiego). Jedynie z powodu niedoskonałości procedur weryfikujących
kandydatów na kapłanów, homoseksualizm "wnika" jakoś w
kościół powszechny... Dzięki zastosowaniu strategii "zrzucić
grzech na geja" z katolickich mediów dowiadujemy się, że źródłem
nadużyć seksualnych nie jest niechęć do zmierzenia się z pedofilią w
ramach kościoła (pociągająca za sobą m.in. niewystarczające
rozwiązania instytucjonalne). Winne pedofilii są osoby żyjące w
sprzeczności z nauką katolicką, czyli "inni", "zboczeńcy".
Homoseksualiści - jako nieakceptowana społecznie mniejszość -
świetnie nadają się do odegrania roli kozła ofiarnego w katolickim
spektaklu "pomniejszania winy", bądź "zrzucania winy
na innych"6.
Byłoby
śmiesznie, gdyby nie było strasznie
Wyobraźmy
sobie, że w szkole została zgwałcona dziewczynka. Poza kościołem
katolickim reguły gry są jasne: należy zrobić wszystko, żeby sprawca
zbrodni został ukarany w ramach świeckiego prawa karnego, a
dziewczynka i rodzice dostali należne zadośćuczynienie na przykład w
postaci odszkodowania finansowego ze strony krzywdziciela. Spróbujmy
przenieść charakterystyczny sposób prowadzenia dyskursu przez
katolików w odniesieniu do przypadku dziewczynki zgwałconej przez
nauczyciela w szkole. Załóżmy, że jakaś osoba ze szkoły prowadzi
audycję radiową i omawiając sprawę gwałtu, przemawia do słuchaczy w
następujący sposób: "trzeba sobie jasno powiedzieć, że większość
nauczycieli nie gwałci dzieci", "większość nadużyć
seksualnych w szkołach dotyczy gwałtów na chłopcach i ma swoje źródło
w homoseksualizmie", "nasza szkoła wypowiada radykalną
wojnę pedofilom, jednak odmawiamy organom ścigania pomocy w
wyjaśnieniu tej sprawy". Czy wypowiedzi te nie zostałyby uznane
za skandaliczne? Czy nie zostałyby uznane za pozbawione empatii i
szacunku dla ofiary przestępstwa? Ale taki właśnie dyskurs w
katolickich mediach wcale nie należy do rzadkości. Środowiska
katolickie mówiąc o ofiarach, wymyślają jednocześnie
usprawiedliwienia tych zbrodni, to znaczy lekceważą ofiary i nie
pomagają im w przezwyciężeniu traumy. Jak czują się dziewczynki i
kobiety wykorzystane seksualnie przez księży, słuchające audycji w
katolickim radiu i dowiadujące się, że nadużycia seksualne w kościele
związane są głównie z homoseksualizmem? Co przeżywają osoby, którym
za doznane cierpienia nikt nie zadośćuczynił, a zamiast tego słyszą,
że kościół to instytucja, która jak żadna inna zwalcza zboczenia w
swoich szeregach? Na pewno do wszystkich zainteresowanych problemem
pedofilii w kościele dociera jedno: cierpienie i upokorzenie osób
wykorzystanych seksualnie przez urzędników kościoła służy
"pokrzepieniu serc" i wzmocnieniu instytucji.
Jeszcze
jedno: papież-Franciszek ogłasza wojnę z pedofilią w lipcową
niedzielę 2014 r., by już w lipcowy wtorek odmówić polskiej
prokuraturze współpracy w sprawie dotyczącej jednego z członków
kościoła katolickiego, słynnego już w między czasie pedofila Józefa
Wesołowskiego, który - jako wysoki urzędnik kościoła - podlega
jurysdykcji Watykańskiego wymiaru sprawiedliwości. Wbrew deklaracjom,
kościół nie garnie się zatem do stawiania urzędników-kapłanów przed
państwowym wymiarem sprawiedliwości. Jak nazwać tę nieetyczną i
łamiącą prawo skłonność? Hipokryzją? Brakiem poczucia
sprawiedliwości? "Odpryskiem
ścierania się watykańskich lobby"? (A. Szostkiewicz).
Franciszku,
daj już spokój z retoryką "walenia kijem" (łatwo coś
powiedzieć – trudniej coś zrobić!). Zanim w zaczniesz w
kościele stosować prawo boskie (napotkasz
na duży opór) zacznij stosować prawo świeckie: zacznij współpracować
z policją i zobowiąż do tego swoich podwładnych7.
Prawo
Boże - słowa Jezusa
Członkowie
kościoła katolickiego chcą przeforsować prymat prawa boskiego nad
prawem stanowionym. W Polsce (casus Chazana) funkcjonariusze
kościoła wraz z grupą gorliwych katolików prawo boskie chcą stosować
przede wszystkim w odniesieniu do ciężarnych kobiet, a nie w stosunku
do samych siebie. W związku z tym może warto przypomnieć klerowi
katolickiemu oraz zainteresowanym katolikom słowa Jezusa, o których
być może zapomnieli zajęci tuszowaniem skandali pedofilskich oraz
usprawiedliwianiem kościoła z grzechów najgorszych (w kontekście
nauki Jezusa). Warto podkreślić, że w perspektywie pedofilii akurat
prawo boskie jest bardzo wyraźnie określone i bynajmniej nie jest
łagodniejsze niż prawo stanowione. Czytając Ewangelię, znajdujemy
bowiem taką wypowiedź Jezusa:
Kto
zaś zgorszy jednego z tych małych, którzy wierzą we Mnie, lepiej
będzie dla niego, aby mu zawieszono u szyi kamień młyński i utopiono
go w głębi morza. Biada światu z powodu zgorszeń. Wprawdzie
zgorszenia muszą przyjść, lecz biada człowiekowi, przez którego
zgorszenie przychodzi. (Mt 18, 6-7)8.
Warto
również postawić pytanie: czy w kryzysie w który popadł kościół w
związku z grzechami pedofilii, istnieje jakaś rada, czy wskazówka,
której Jezus udzieliłby kapłanom, których narządy rozrodcze były, są,
lub mogą być, powodem grzechu? Jak się wydaje, konkretną podpowiedź
daje następujący fragment Nowego Testamentu:
Otóż
jeśli twoja ręka lub noga jest dla ciebie powodem grzechu, odetnij ją
i odrzuć od siebie! Lepiej jest dla ciebie wejść do życia ułomnym lub
chromym, niż z dwiema rękami lub dwiema nogami być wrzuconym w ogień
wieczny. I jeśli twoje oko jest dla ciebie powodem grzechu, wyłup je
i odrzuć od siebie! Lepiej jest dla ciebie jednookim wejść do życia,
niż z dwojgiem oczu być wrzuconym do piekła ognistego. (Mt 18, 8-9)
Jezus
wypowiada słowa wstrząsające9.
Kto jednak naukę Jezusa traktuje poważnie i dobrze ją zna, nie jest
niczym zaskoczony. Cóż, Jezus nie był słodkim Jezuskiem z dagerotypu.
Wracając do meritum: jeśli członkowie organizacji "kościół
katolicki" chcą na poważnie udowodnić w sprawie pedofilii
wyższość prawa boskiego nad prawem stanowionym, to mają czarno na
białym napisane, co należy robić z pedofilami - właśnie według prawa
boskiego, którego są takimi gorącymi entuzjastami.
Albo
Jezus, albo instytucja
A
teraz krótka refleksja dla fanów kościoła instytucjonalnego.
Twierdzę, że albo się idzie drogą wskazaną przez Jezusa, albo się
idzie drogą wskazaną przez instytucję. Tertium non datur.
Doktor Rieux, bohater Dżumy Alberta Camusa - w przeciwieństwie
do katolicyzmu - posiada bardzo piękną teorię etyczną. Rieux mówi:
"Nie mam upodobania do bohaterstwa i świętości. Obchodzi mnie
tylko to, żeby być człowiekiem". Rieux realnie walczy ze
złem, a nie deklaruje zwalczanie go (Franciszkowe gadanie o "waleniu
kijem"). Za działaniem tym stoi coś głęboko ludzkiego,
poruszającego i niezwykłego. Rieux bezkompromisowo broni człowieka -
zwłaszcza człowieka, który cierpi. Realizuje tym samym... przesłanie
Jezusa, w których chodzi tylko to, żebyśmy byli ludźmi - nie
hierarchami, nie papieżami, nie zakonnikami10.
Kto jest człowiekiem wrażliwym na indywidualne cierpienie, ten jest w
istocie uczniem Chrystusa.
Niektórzy
uważają się za wierzących i posiadających prawdę o Bogu, lecz wcale
tacy nie są. Jezus mówi w Kazaniu na Górze:
Nie
każdy, kto mi mówi: Panie, Panie, wejdzie do Królestwa Niebios [...]
W owym dniu wielu mi powie: Panie, Panie, czyż nie prorokowaliśmy w
imieniu twoim i w imieniu twoim nie wypędzaliśmy demonów, i w imieniu
twoim nie czyniliśmy wielu cudów? A ja im wtedy powiem: Nigdy was nie
znałem. Idźcie precz ode mnie wy, którzy czynicie bezprawie. (Mt 7,
21-23).
W
„dniu ostatecznym” pytanie nie będzie brzmiało: czy
wierzyłeś, że istnieję? Ale: czy mi pomogłeś, to znaczy, czy pomogłeś
komuś, kto potrzebował pomocy? Ludzie skrzywdzeni przez kościół
potrzebują od członków kościoła pomocy (różnie rozumianej), a nie
usprawiedliwienia instytucji. Problem kościoła katolickiego polega na
tym, że nawet jeden gwałt na dziecku, nawet jeden przypadek
molestowania dziecka (obojętnie, jakiej płci!) dokonane przez kapłana
podważają same fundamenty tej instytucji. Nie wierzycie? „Cokolwiek
uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście
uczynili” (Mt 25, 40).
Wnioski
W
kościele katolickim widoczna jest ciągła niechęć do rzeczywistego
zmierzenia się z problemem pedofilii. Mówienie o tej bolączce,
stawianie postulatów realnego wyrównania krzywd jest nadal odbierane
jako atak. Ludzi związanych z kościołem cechuje hipokryzja i
skłonność do stosowania tzw. podwójnej miary moralnej, co oznacza
brak jednoznacznego stosowania norm etycznych w stosunku wszystkich
ludzi w takim samym zakresie. Katolicy bardzo chętnie i często
stosują pryncypialny język moralny i pouczają innych jak mają żyć.
Jednak te same osoby, które opowiadają się za stosowaniem określonych
standardów moralnych, nie potrafią głoszonych reguł zastosować w
stosunku do samych siebie, własnej instytucji i urzędników11.
Oczywiście, każda grupa (nie tylko grupa religijna) będzie się
starała osłabić oskarżenia, które kieruje się pod jej adresem. W tym
sensie zachowanie członków kościoła nie jest ani niczym nowym, ani
niczym zaskakującym. Katolicy wskazują jednak swoim własnym
zachowaniem na ziemskość i małość instytucji, której - popadając w
sprzeczność z samymi sobą - przypisują jednocześnie łączność ze
światem transcendentnym i wartościami uniwersalnymi.
1.
Uwaga na
marginesie: zawsze
kiedy wyjeżdżam poza Kraków, w moim aucie znikają z eteru ulubione
stacje radiowe (zwłaszcza Tokfm), natomiast znakomicie słyszalne są
rozgłośnie katolickie. Co to za zjawisko?
2.
Informacja
dla fanów Franciszka (ponoć tacy istnieją), którzy poważnie traktują
jego wypowiedzi: w między czasie, rzecznik Watykanu zbagatelizował
wypowiedzi papieża dotyczące walki z pedofilią (oraz mafią): rozmowa
była przecież pisana z pamięci...czy można być pewnym tego, co miał
na myśli Franciszek?
3.
Komentarz
internauty na temat suspensy ks. Lemańskiego. "Gdyby był
pedofilem to przenieśli by go na inną posadę. Podpadł szefostwu to
mu nie darują".
4.
Jan
Hartman zauważył: "dotychczasowe oficjalne stanowisko Kościoła
było takie, że pedofilem jest 'jeden na tysiąc' księży. 'Stawka'
została podbita przez Franciszka dwudziestokrotnie!" [...]
"Gdyby było prawdą, jak to twierdzi papież, że jeden na
pięćdziesięciu księży jest pedofilem, trzeba by orzec, że Kościół
katolicki to po prostu szajka pedofilów". W interencie krąży
również wiele obliczeń katolików dotyczących pedofilii. Oto przykład
podany przez ks. D. Oko: "W
mojej diecezji na 2.200 księży tylko jeden jest skazany za
pedofilię. W ostatnich 10 latach skazano za pedofilię w Polsce około
6.000 ludzi, z czego tylko 27 księży. To jest mniej niż pół
promila".
Oto
poprawna pod względem matematycznym riposta internauty: "Mały
Jaś z 6 klasy dostał zadanie: jeśli w Polsce około 6.000 ludzi
zostało skazanych za pedofilię, a wśród nich było 27 księży to jaki
to jest promil? Jasiu przyjął, że 6.000 ludzi to 1000‰, a 27
to x‰. Jeśli tak, to z proporcji wychodzi, że tych 27 księży
to 4,5‰, czyli dziesięć razy więcej niż chce ksiądz dr hab.
Dariusz Oko. Można spierać się czy ksiądz kłamie, czy nie umie
liczyć".
5.
Jaki sens ma
licytowanie się której płci wśród ofiar jest więcej? Nawet gdyby
większość przestępstw dokonanych przez duchownych dotyczyła
chłopców, czy sytuacja ta byłaby mniej straszna? Godna mniejszego
ubolewania? Płeć ofiar w niczym nie umniejsza ani skali ani dramatu
zbrodni duchownych katolickich.
6.
Broniący kościoła,
sprawy takie jak celibat kleru, czy rozporządzenia typu Crimen
Sollicitationis,
zazwyczaj przemilczają (wyjąwszy bardziej specjalistyczne teksty).
7.
Wiadomość z innego podwórka geograficznego, lecz z tego samego
kościoła: "Pod koniec marca 2014 r. Konferencja Episkopatu
Włoch uznała, że biskup nie ma obowiązku zawiadomienia świeckiego
wymiaru sprawiedliwości o przypadkach pedofilii w podległej mu
diecezji, co jest w sprzeczności wobec zaleceń Watykanu, który
zgodnie z linią zerowej tolerancji wobec pedofilii zaleca współpracę
z organami ścigania". ("Gazeta Wyborcza", 2014).
8.
Wrażenie
robią również słowa, które Jezus wypowiedział o dzieciach: "W
tym czasie uczniowie przystąpili do Jezusa z zapytaniem: Kto
właściwie jest największy w królestwie niebieskim? On przywołał
dziecko, postawił je przed nimi i rzekł: Zaprawdę, powiadam wam:
Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie
do królestwa niebieskiego. Kto się więc uniży jak to dziecko, ten
jest największy w królestwie niebieskim. I kto by przyjął jedno
takie dziecko w imię moje, Mnie przyjmuje" (Mt 18, 1-5).
9.
Jeśli słowa te
odniesiemy do pedofilów, to - rzecz jasna - do wszystkich pedofilów,
a nie jedynie do pedofilów w kościele.
10.
Dla fanów
"kardynałów", "prymasów", "arcybiskupów"
i "zakonników": "Przez prawie 20 lat miał molestować
seksualnie dzieci zakonnik z klasztoru Ojców Kapucynów w
Zakroczymiu. Jedną z jego ofiar jest 13-latek spod Lublina, kolejną
chłopiec z Białej Podlaskiej. Duchowny poznawał przyszłe ofiary
podczas spowiedzi." ("Gazeta Wyborcza", 2014).
11.
Głos internauty: "Polscy biskupi potrafią być „miłosierni”
dla pedofilów, lubieżców, złodziei i wszelkich innych zbrodni w
duchownych szeregach. Mówienia prawdy nie wybaczają nigdy".
|