[ Strona główna ]

RACJE

numer 6

Czerwiec 2021


Peter Spork i Joachim Bauer

EMPATIA I PRZETRWANIE ŚWIATA

Kierowanie się uczuciami i emocjami to nie to samo co irracjonalść


Peter Spork: W swojej najnowszej książce „Empatia wobec świata” pisze Pan, że pandemia koronawirusa jest dla nowoczesnych społeczeństw również testem odporności na stres, czymś w rodzaju oddanej przez naturę „salwy ostrzegawczej”, której znaczenie musimy odszyfrować. Czego uczy nas obecny kryzys pandemii?

Joachim Bauer: Decydującym narzędziem w przetrwaniu kryzysu jest wewnętrzna więź w dotkniętej nim społeczności, którą nazywam ogólnospołecznym potencjałem empatii. Kraje z wysoko rozwiniętą empatią społeczną – jak dotąd – z reguły lepiej radzą sobie z obecnym kryzysem niż te, w których panują wewnętrzne podziały. W książce staram się odpowiedzieć na pytanie, jakie czynniki wpływają na rozwój solidarnych postaw, a jakie decydują o umacnianiu się wrogości i polaryzacji. Są to kwestie niezwykle ważne, pandemia wirusa Sars-Cov 2 nie jest bowiem ani pierwszym tak poważnym zagrożeniem, ani nie będzie też ostatnim.

P.S.: Głównym wątkiem książki jest nasza zaburzona relacja z naturalnym środowiskiem i „znaczenie empatii dla przetrwania człowieka i natury”. Czy obecna pandemii może nam pomóc w lepszym zrozumieniu i poprawieniu tej zakłóconej relacji?

J.B.: Taka zmiana byłaby czymś wspaniałym. Jednak pandemia sama w sobie nie jest żadnym błogosławieństwem; to wielkie zagrożenie dla zdrowia i życia wielu ludzi. Dodatkowo obostrzenia wprowadzone dla złagodzenia jej skutków stanowią ogromne wyzwanie i próbę ognia dla więzi społecznych. Obserwujemy np. silny wzrost liczby przypadków depresji i innych dolegliwości psychicznych. Ale jednocześnie ten kryzys może nauczyć nas odróżniania rzeczy istotnych od mniej ważnych, nagle uświadamiamy sobie, że to nie konsumpcja i życie w ciągłej gonitwie stanowią prawdziwe wartości, ale bliskie relacje, wzajemne wsparcie i empatia. Zaczyna też do nas docierać, że takie kryzysy to jeden z efektów wyniszczania środowiska naturalnego, im bardziej będziemy wypierać zwierzęta z ich naturalnej przestrzeni, tym większe będzie ryzyko pojawienia się nowych wirusów i ich zgubnych skutków dla naszego gatunku.

P.S.: Ale jakim sposobem mógłbym jako jednostka rozbudzić w sobie empatię wobec lasu albo lodowca? I jak mielibyśmy tego dokonać jako całe społeczeństwo?

J.B: Rozumiem, że komuś myślącemu praktycznie i racjonalnie „empatia wobec natury” może wydawać się wręcz czymś śmiesznym. Darwin pisał w swojej biografii o „wzniosłych uczuciach zachwytu, podziwu i nabożnego spokoju, jakich doznawał, stojąc w samym sercu brazylijskiej dżungli” – nam współczesnym cynikom chyba trudno byłoby rozbudzić w sobie podobne przeżycia… I w tym właśnie tkwi sedno naszego problemu: wycinamy, jak wiadomo, brazylijską puszczę w zastraszającym tempie, bo nie potrafimy rozpoznać, że natura to jeden gigantyczny organizm, w którym ludzkość jest „zagnieżdżona” jak płód w łonie ciężarnej. Płód odczuwa wyraźnie zmiany w kondycji matki – nawet jeśli w jej brzuchu nie ma nikogo, kto by te zmiany protokołował. A ciało kobiety informuje ją o tym, co dzieje się z jej nienarodzonym dzieckiem, nawet wtedy, gdy nie studiowała ona medycyny. W książce próbuję pokazać, że nie umiemy dziś odczuwać, oddaliliśmy się emocjonalnie od naszego naturalnego środowiska i zatraciliśmy zdolność zauważania i interpretowania jego znaków ostrzegawczych.

P.S.: Jak zatem jako mieszkaniec wielkiego miasta mogę odzyskać tę zdolność? I jaką mam pewność, że będzie to zmiana cenna i korzystna również dla mnie samego?

J.B.: Przytaczam wyniki wielu badań potwierdzających wpływ częstego kontaktu z naturą na rozwój empatii i poprawę relacji międzyludzkich. Z drugiej strony ludzie z silnie rozwiniętą empatią wykazują większą wrażliwość na szkody wyrządzane środowisku naturalnemu i sami prowadzą bardziej świadome i zrównoważone życie. Miłość do natury, empatia wobec innych ludzi i stan naszego zdrowia to elementy w trójkącie wzajemnie oddziałujących na siebie zmiennych. Z licznych badań wynika, że kontakt z naturą działa jak silny antydepresant, lekarstwo na choroby krążenia i terapia antystresowa.

P.S.: Z punktu widzenia biologa wydaje się to oczywiste. Ale czy człowiek też może zobaczyć w naturze empatycznego „partnera”? I dlaczego natura w ogóle miałaby być wobec nas empatyczna? Przecież przetrwała już tyle katastrof, że poradzi sobie i bez nas.

J.B.: Nie ma sensu przypisywanie naturze cech wysoko rozwiniętej istoty. Niemniej żyjemy z nią w konkretnej relacji, czy tego chcemy, czy nie. Otrzymujemy od niej wszystko, co do życia potrzebne. Jesteśmy jej gośćmi, a zachowujemy się jak uczestnicy dzikiej hulanki, którzy demolują ogród gospodarza przyjęcia.

Oczywiście, że natura nas przeżyje, wyrzuci nas z hukiem z własnego ogrodu. Już dzisiaj widzimy, jak broni się zmianami klimatu, negatywnymi skutkami upałów dla naszego zdrowia, falami suszy i jej zgubnym wpływem na zbiory.

P.S. Pisze Pan, że „znakiem rozpoznawczym społeczeństwa pozbawionego empatii jest cynizm”. Czyżby to więc cynizm był główną chorobą naszych czasów, czy jednak utrata zdolności budowania relacji, której cynizm jest tylko symptomem?

J.B.: Jedno i drugie. Oba te fenomeny warunkują się wzajemnie.

P.S. Autorka i terapeutka Nora Bateson napisała: „Witalność i życie rodzą się z relacji budujących relacje, które budują relacje… itd.”. Jesteśmy więc jako złożone organizmy częścią wielkiego systemu organicznego, który znalazł się w krytycznym punkcie i grozi mu załamanie. Czy uzdrowienie naszej relacji z naturą, o które Pan apeluje, wystarczy, by jeszcze go uratować?

J.B.: Na pewno nie brakuje nam potrzebnej do tego wiedzy, 97 procent naukowców uważa, że to my ponosimy odpowiedzialność za ów stan, który – jeśli nic się nie zmieni – może przeobrazić naszą planetę w niedającą się do zamieszkania pustynię. W rzeczywistości jednak niewiele się zmienia. Ta „ekologiczna ociężałość” to wynik zbyt przeintelektualizowanej debaty, naukowcy oczekują, że ich dane wyrwą ludzi z biernego siedzenia w swoich wygodnych niszach. Ale tak się nie stanie! Ludzi pobudzają do działania przede wszystkim uczucia i emocje. Ciężko choremu dziecku nie pomogą recepty i najlepsze rady lekarza, jeśli nie jest kochane, gdy jest rodzicom obojętne albo czuje się emocjonalnie odrzucone. Nasza relacja z naturą oparta jest na działaniu tego samego mechanizmu.

P.S.: Z pewnością duża jest tu rola kultury, wychowania i polityki, ale czy źródłem umiłowania natury nie jest miłość do bliskich i pozytywny stosunek do siebie?

J.B.: Potencjał empatyczny całego społeczeństwa można niewątpliwie zwiększać poprzez aktywność społeczną oraz budowanie i pielęgnowanie relacji z innymi ludźmi. Dotyczy to wszystkich obszarów życia – rodziny, szkoły, miejsca pracy i form spędzania czasu wolnego, a więc tego, co ostatecznie składa się na naszą kulturę. Dzisiaj dużą przeszkodą na drodze do polepszenia obecnej sytuacji jest postępująca cyfryzacja – prawdziwy zabójca empatii, przyczyna coraz większej izolacji oraz wzrostu zachorowań i dolegliwości psychicznych.

P.S.: I stąd coraz częstsze w nowoczesnych społeczeństwach samotność, narastająca agresja, nienawiść?

J.B. Każdy z nas zna przecież ów osobliwy fenomen przeobrażenia jednostki, która nagle staje się częścią grupy. Dopiero byłem uprzejmym człowiekiem, a tu nagle staję się rowerzystą przeklinającym bezwzględnych kierowców. Ale gdy tylko przesiądą się na samochód, przyłapuję się na napadach złości na bezczelnych rowerzystów. Poczucie przynależności do grupy zmienia osobowość człowieka. Grupy mogą naturalnie zdziałać wiele dobrego, jak w przypadku pokojowej rewolucji w 1989 r. Ale równie dobrze mogą generować podziały i siać nienawiść, np. wtedy, gdy żyjące w poczuciu niesprawiedliwości jednostki łączą się spontanicznie w tzw. „grupy afektywne”. W takich formacjach nie ma miejsca na konstruktywne działania polityczne i rozsądną walkę o własne interesy, tutaj chodzi wyłącznie o odreagowanie negatywnych emocji i leczenie własnych kompleksów np. w ucieczce w nacjonalistyczne mrzonki.

P.S.: Jakie stąd wnioski dotyczące empatii i kryzysu klimatycznego?

J.B.: Życie w nienawiści prowadzi do choroby. Grupy, których spoiwem i środkiem wyrazu jest nienawiść, odcinają się od wartości czyniących z nas ludzi w głębokim tego słowa znaczeniu. Dla naszego zagrożonego środowiska nie wróży to niczego dobrego, wszak członkowie takich grup zazwyczaj zaprzeczają wszelkim obiektywnym faktom. Uderzając przy tym często w nacjonalistyczny ton, blokują – jak w przypadku polityki Trumpa – tak przecież potrzebne międzynarodowe projekty i działania na rzecz ratowania klimatu.

P.S.: A może w młodym pokoleniu jednak tkwi duży potencjał empatyczny, czego przykładem mogłaby być Greta Thunberg i ruch „Fridays for Future”? Sądzi Pan, że ci młodzi ludzie też jedynie słuchają naukowców, czy może jednak mają więcej „empatii wobec świata”?

J.B.: Myślę, że ich postawa jest składową obu wpływów. Emocjonalne reakcje i silne konfrontowanie społeczeństwa z aktualnymi problemami to przywilej młodego pokolenia. My swego czasu też z niego korzystaliśmy. Ale nie mówię w pouczającym tonie ani z wyrzutem, powtarzam tylko, że jako całe społeczeństwo musimy na nowo odkryć zagubioną gdzieś po drodze empatię człowieka wobec natury.

P.S. „Empatia karmi się zarówno uczuciami jak i rozumem”, pisze Pan w innym miejscu. Czy problem nie leży w takim razie nie tyle w naszym braku świadomości zagrożeń ekologicznych, co raczej w konieczności połączenia w wysoce złożoną całość wyników badań z wielu dziedzin nauki? Potrzebujemy jeszcze więcej takich badań?

J.B.: Badania naukowe muszą być naturalnie bazą wszelkich działań. Ale z pewnością nie dokonamy żadnego przełomu, jeśli będziemy zaniedbywać sferę uczuć. Kierowanie się uczuciami nie oznacza, że będziemy postępować nieracjonalnie jak zdarza się to np. w kręgach zaprzeczających zmianom klimatycznym czy wśród prawicowych populistów. Odczuwanie w pozytywnym znaczeniu czerpie inspirację z wszystkiego, co zbliża nas do natury: zielonych miast, tradycji ogródków działkowych, rozbudzania w dzieciach i młodzieży umiłowania natury poprzez żywy kontakt z nią, wycieczki za miasto czy eksperymenty rozbudzające ich ciekawość świata.

P.S.: Jak zatem każdy z nas mógłby w swojej mikroskali rozbudzać własną empatię wobec natury, wnosząc tym samym indywidualny wkład w ratowanie naszego świata?

J.B.: Życie w zgodzie z naturą jest zawsze wygraną obu stron (win-win-projekt). Wszystko, co szkodzi środowisku naturalnemu, szkodzi również człowiekowi. Wycinanie lasów pod uprawy paszy dla przemysłu mięsnego np. wiąże się ze wzrostem spożycia mięsa, a to, jak wiadomo, zwiększa ryzyko występowania raka i chorób układu krążenia. Dieta bezmięsna jest zatem przysługą wyświadczoną zarówno naszej planecie jak i własnemu zdrowiu. To samo można powiedzieć o rzadszym korzystaniu z samochodu czy samolotu na rzecz większej aktywności fizycznej. Rezygnacja może być źródłem wyższej radości i jakości życia, taką jej formę nazwałbym „rezygnacją hedoniczną”.

P.S.: Wygląda więc na to, że jest Pan optymistą i wierzy Pan, że epoka antropocenu, w której człowiek uczynił sobie Ziemię poddaną, nie musi zakończyć się katastrofą?

J.B.: Tak, przesłanie mojej książki jest jak najbardziej optymistyczne.





Racje - strona główna
Strona "Sapere Aude"