Andrzej Dominiczak

W SPRAWIE DIALOGU




Polski episkopat przypomniał sobie o istnieniu niewierzących i zaniepokoił się rosnącą ich liczbą. „Coraz częściej spotykamy się ze zjawiskiem niewiary” – czytamy w dokumencie wydanym przez Komitet ds. Dialogu z Niewierzącymi Rady Konferencji Episkopatu Polski – „I to nie tylko w środowiskach wielkomiejskich, lecz także w małomiasteczkowych czy wiejskich. Coraz częściej spotykamy także małżeństwa, w których jedna ze stron deklaruje się jako niewierząca. Zwiększa się liczba rodziców, którzy nie przywiązują wagi do chrztu dzieci”.

Instytut Statystyki Kościoła katolickiego przeprowadził wśród młodzieży szkół ponadpodstawowych badania, których wyniki potwierdzają powyższą diagnozę. Okazuje się, że ponad 21 procent młodych Polaków uważa się za niewierzących lub obojętnych w sprawach wiary, podczas gdy za głęboko wierzących uznało się zaledwie 10 procent nastolatków. Zjawisko niewiary okazało się problemem na tyle poważnym, że „rzeczą konieczną stało się wprowadzenie do programu duszpasterskiego ewangelizacji niewierzących” – jak stwierdza się w podanym do publicznej wiadomości dokumencie pt. "Niewierzący w parafii - sugestie duszpasterskie".

Z dokumentu, który ma charakter krótkiego wprowadzenie do strategii i taktyki ewangelizacji dowiadujemy się z ulgą, że nie zaleca się nawracania „na siłę”: Do niewierzących – stwierdzają autorzy z Komitetu ds. Dialogu – „należy się odnieść z miłością, szacunkiem i zrozumieniem – nie tylko z czysto taktycznych względów”. Oto katolicka koncepcja dialogu, szacunku i chrześcijańskiej miłości; dialog rozumie się tu jako próbę nawrócenia, a do miłości i szacunku wzywa się nie tylko z czysto taktycznych względów. W dokumencie nie znajdujemy jednak wyjaśnienia, jakie inne względy miałyby tu wchodzić w grę. Sami autorzy apelują o szacunek dla człowieka, wskazując przede wszystkim pożytki z przyjęcia tej postawy dla taktyki skutecznej ewangelizacji. Piszą na przykład tak: „Chodzi o szacunek dla człowieka, także dla jego odmiennych poglądów, o gotowość słuchania i służenia pomocą. Czasami taki pierwszy, nieformalny i nieurzędowy kontakt może być pomostem w stronę Ewangelii”. Nie po raz pierwszy przekonujemy się, że według katolickiej szkoły dialogu, szacunek dla odmiennych poglądów oznacza skrywane dążenie do ich zmiany. Inna sprawa, że samo to dążenie trzeba uznać za całkiem naturalne. Człowiek silnie wierzący, przekonany, dajmy na to, o niezbędności wiary dla zbawienia duszy, powinien choć trochę troszczyć się o nawrócenie bliźnich, których pośmiertne losy nie są mu obojętne. Analogicznie, godna pochwały wydaje mi się postawa ateisty, który dąży do wyzwolenia drugiego człowieka z niewoli religijnych zabobonów i poddaństwa wobec duchownych. Dążenie to jednak, w obu przypadkach, powinno być jawne, a towarzyszyć mu powinien szacunek dla drugiego człowieka i jego wolności, lecz przecież nie dla odrzucanych przez nas poglądów. O jakim bowiem szacunku może być mowa w przypadku poglądów, które uważamy za fałszywe, lub które – naszym zdaniem – prowadzą do czyjejś zguby. Nie mówmy zatem o szacunku i o dialogu, tam gdzie nie ma dialogu i nie może być szacunku.

Czy chcę przez to powiedzieć, że dialog wierzących z niewierzącymi jest niemożliwy? Oczywiście nie, jednak szansa na taki dialog jest niewielka, a i jego potrzeba nie wydaje mi się paląca. Gdyby jednak Komitet ds. Dialogu z Niewierzącymi zdecydował się porzucić rolę misjonarza-chytruska, usiłującego przekupić pogańskie plemię pięknie brzmiącymi słówkami i zechciał zająć się tym, do czego – jak się zdaje – został powołany, to znaczy gdyby postanowił nawiązać rzeczywisty i partnerski (innego nie ma) dialog, to powinien wiedzieć, że:

Po pierwsze, warunkiem wszelkiego dialogu jest rezygnacja z protekcjonalnego traktowania partnera. Należy się powstrzymać od formułowania ocen poziomu moralnego i intelektualnego drugiej strony. Publiczne głoszenie pod koniec XX wieku, że „poziom etyczny niewierzących jest czasem wyższy niż niejednego tzw. sztandarowego katolika”, stawia pod znakiem zapytania oczywistość tego stanu rzeczy i oznacza przyjęcie przez kościół roli sędziego niewierzących. Żaden dialog nie jest możliwy pomiędzy sędzią a podsądnym. Nie do przyjęcia są również pseudokliniczne diagnozy, wedle których brak wiary w Boga jest na ogół skutkiem dramatycznych przeżyć i tragedii, a nie autonomicznym i rozumnym wyborem wolnego człowieka. Niezbędne jest także powstrzymanie się od obraźliwego języka i sądów, będących wyrazem ideologii czy przekonań jednej ze stron. Określanie kobiet, które skorzystały z prawa do przerwania ciąży, „kobietami, mającymi na sumieniu zabicie dziecka nienarodzonego” przekreśla szansę na jakikolwiek dialog.

Po drugie, warunkiem dialogu jest gotowość do prowadzenia debaty we wszystkich spornych sprawach, a nie tylko w kwestiach podnoszonych przez jedną ze stron, a nieistotnych dla strony drugiej. Jako niewierzący z długim stażem, przyjaciel i znajomy innych niewierzących, oświadczam na przykład, że rezerwa i nieufność lub nawet agresja przejawiana wobec ateistów przez księży katolickich nie stanowi dla większości z nas poważnego problemu. Z ludźmi kościoła mamy do czynienia rzadko albo nigdy i wcale nie przeszkadza nam, że zostaliśmy przez nich spisani na straty. Przeciwnie, tym co dolega nam najbardziej jest nadmierna – naszym zdaniem – ingerencja kościoła w nasze życie i życie społeczne w ogóle. I ta właśnie kwestia powinna być przedmiotem dialogu. Kościół musi uznać, że jego nauczanie i wynikające zeń nakazy i zakazy nie mogą ograniczać wolności niewierzących, a wolność wierzących może być ograniczana tylko w sposób właściwy dla organizacji religijnej. Musi to oznaczać rezygnację Kościoła z wpływu na stanowienie powszechnie obowiązujących praw. Kościół może na przykład odmawiać rozwiązania małżeństwa kanonicznego, nie może natomiast ingerować w prawo do zawarcia lub rozwiązania małżeństwa świeckiego.

Po trzecie, warunkiem dialogu jest powstrzymanie się przez Kościół od budzących sprzeciw i poczucie zagrożenia dużej części społeczeństwa działań politycznych i propagandowych zmierzających do ograniczenia praw i swobód obywatelskich i do ograniczenia swobody prowadzenia badań naukowych. Konieczne jest także zaniechanie działań prowadzących do nadmiernego i nieuzasadnionego bogacenia się kleru katolickiego i Kościoła jako instytucji. W dzisiejszej Polsce presja ze strony kościoła i jego politycznych przyjaciół oraz poczucie zagrożenia z ich strony prowadzą do wielu niekorzystnych lub nawet groteskowych zjawisk. Przyczyniają się one na przykład do dalszego upadku prestiżu nauki polskiej. Kościół powinien potępiać przejawy nadgorliwości i poddaństwa, takie jak niedawna wypowiedź rektora Uniwersytetu Jagiellońskiego, który zinterpretował jedną z wypowiedzi papieża, jako ostateczne kościelne przyzwolenie na uznawanie teorii Mikołaja Kopernika. Tego rodzaju wiernopoddańcze manifestacje prowadzą do ośmieszenia i tak nadwątlonego autorytetu uniwersytetu i szkodzą nam wszystkim, wierzącym i niewierzącym. Kościół powinien zrezygnować z dalszych prób narzucania całemu społeczeństwu własnej koncepcji życia seksualnego, w tym dostępu do wiedzy w tym zakresie, dostępu do środków antykoncepcyjnych i do tzw. przedstawień życia płciowego, nawet tych, które nie mają wartości artystycznych, a służą jedynie podnieceniu seksualnemu. My, niewierzący, nie uważamy bowiem podniecenia seksualnego za jakiekolwiek zło.

Nie mówcie nam zatem, że i wśród nas zdarzają się ludzie przyzwoici i nie martwcie się, że niektórzy księża okazują nam niechęć lub agresję. Nie potrzebujemy też waszej miłości, nawet gdyby była całkiem wolna od taktycznych względów. Jeśli rzeczywiście interesuje was dialog z niewierzącymi, i jeśli rzeczywiście zdolni jesteście do szacunku dla ludzi o innych poglądach, zaniechajcie działań, nacisków i krzewienia opinii, które są społecznie szkodliwe i dlatego budzą nasz sprzeciw. Dialog będzie wówczas nadal trudny, ale możliwy.






Towarzystwo Humanistyczne
Humanist Assciation