[ Strona główna ]

RACJE

Kwartalnik

humanistyczny




Andrzej Dominiczak

HUMANIZM MYŚLĄCY I WALCZĄCY

O WARTOŚCIACH I WROGACH WARTOŚCI


Humanizm jako idea sięga korzeniami epoki renesansu, ale humanistyczny ruch społeczny i filozoficzny powstał w Stanach Zjednoczonych w latach 30. XX wieku przede wszystkim jako kontynuacja oświecenia i przedwojennych ruchów wolnomyślicielskich. Po drugiej wojnie światowej organizacje humanistyczne zaczęły powstwać w Europie, a niemające precedensu okrucieństwa tej wojny sprawiły, że były one bardziej krytyczne lub sceptyczne wobec oświecenia i cywlizacji Zachodu, zdumionej i zawstydzonej samą sobą - tym, jak kruche, powierzchowne lub wręcz iluzoryczne okazały się jej wartości podczas wojny.

Humaniści byli w większości ateistami lub agnostykami, ale nie chcieli definiować się negatywnie jako wrogowie wiary i religii, a tym bardziej jako wrogowie ludzi religijnych. Chcieli budować nowy, lepszy świat - nie w niebie, ale na Ziemi - i tworzyć nową kulturę opartą na wartościach takich jak autonomia poznawcza i moralna człowieka, wolność, godność i racjonalność. Chcieli być pozytywni.

21 sierpnia 1952 roku w Amsterdamie zadeklarował to wprost Julian Huxley, przewodniczący obradom kongresu założycielskiego Międzynarodowej Unii Humanistycznej i Etycznej: "My, humaniści – mówił Huxley - nie moglibyśmy nazywać się humanistami, gdybyśmy nie odrzucili oficjalnych i tradycyjnych systemów przekonań i systemów filozoficznych. Nie możemy jednak zadowolić się przyjęciem postawy negatywnej; powinniśmy sformułować program pozytywny. Humanizm powinien mieć cechy jednolitego, rozwiniętego systemu...”

Nie inaczej było w 1991 roku w Warszawie, gdy powoływaliśmy do życia Towarzystwo Humanistyczne. My też nie chcieliśmy skupiać się przede wszystkim na walce lub krytyce wiary i kościołów. Nie dlatego, że byliśmy religijni lub życzliwi religii. W większości byliśmy niewierzący i co najmniej niechętni wierze i krzewiącym ją instytucjom, jednak nie chcieliśmy się ograniczać do krytyki, a tym samym degradować się we własnych oczach, tym bardziej że już wtedy przeczuwaliśmy, że nie tylko (a może nie głównie?) wiara i religia zagrażają naszej filozofii, wartościom i stylowi życia. Chcieliśmy budować rozumny i przyjazny świat i tak jak Huxley tworzyć program pozytywny, choć jeszcze nie wiedzieliśmy o istnieniu światowego ruchu humanistycznego i jego filozofii.

Warto w tym miejscu, na marginesie, dodać, że w gronie założycieli naszego stowarzyszenia były osoby wierzące w Boga. Zastanawialiśmy się nawet pół żartem, pół serio, czy osoby te powinniśmy przyjąć do stowarzyszenia. Po dyskusji zgodziliśmy się jednak, że wierzący w Boga mogą być członkami Towarzystwa Humanistycznego pod warunkiem wszakże, że ich wiara nie obejmuje idei wiecznego potępienia czyli chrześcijańskiego piekła. Wiara w boga – uznaliśmy - to tylko błąd, a kto z nas nie błądzi (?!), tymczasem zgoda na wieczne potępienie to coś znacznie więcej niż wiara w bajki - to również zgoda na porządek moralny budowany na lęku przed nieludzką karą, nie do pogodzenia z humanistycznym systemem wartości.

Od tamtych dni minęło blisko trzydzieści lat. Nie zmieniły się nasze przekonania na temat dobra i zła, jednak myślimy inaczej o humanizmie jako ruchu społecznym. Nie uważamy już, że tak bardzo powinniśmy akcentować pozytywny charakter naszego ruchu. To z pewnością piękny ideał etyczny, ale nie w pełni adekwatny do problemów, jakie sobie stawiamy i jakie chcemy rozwiązywać. W praktyce, jeśli humanizm ma mieć dostrzegalny wpływ na bieg spraw, nie możemy unikać myślenia i działania jako sprzeciwu, konfrontacji lub nawet walki - owszem - o wartości, ale jednak walki z przeciwnikami lub wręcz wrogami ludzkiej wolności, godności i rozumności. W gruncie rzeczy wartości humanistyczne, takie jak wolność lub godność, jawią się nam najwyraźniej jako cenne lub wręcz fundamentalnie ważne właśnie wtedy, gdy są zagrożone. Bez czynnych wrogów i konkretnych zagrożeń są w większości zbyt oczywiste lub – w szczególnych przypadkach – zbyt abstrakcyjne, żeby mogły wyznaczać cele istnienia i działalności ruchu społecznego. Co więcej, po namyśle okazuje się, że w praktyce nie ma wyraźnej różnicy między strategią pozytywną i negatywną. Natura problemów, z jakimi mamy do czynienia, jest taka, że w sferze czynów obie strategie są niezbędne, a nawet nie mogą bez siebie istnieć. Dążenie do świata bliskich nam wartości polega w dużej mierze na walce z wrogami tych wartości. Nie może być inaczej. Niestety.

Walka, o której tu mowa, nie ma oczywiście i nie może mieć nic wspólnego z przemocą – tę ę odrzucamy kategorycznie poza - rzecz jasna - prawem każdego do samoobrony. Jednak czasem, gdy trzeba, gdy komuś dzieje się krzywda, nie powinniśmy się uchylać od ostrego sprzeciwu, protestu i radykalnych słów lub działań, w tym – w nadzwyczajnych przypadkach – nieposłuszeństwa obywatelskiego.

Zastrzeżenie „gdy trzeba” poczyniłem, bo jest ważne. Przecież nie zawsze trzeba. Na ogół lepiej jest szukać innych niż konfrontacja, kreatywnych, kompromisowych lub wręcz „dialogicznych” metod działania. Jednak czasem „koniecznie trzeba”, gdy na przykład - jak w dzisiejszej Polsce – budzi się i panoszy opisany przez Umberto Eco „ur faszyzm” lub bliski mu autorytaryzm i ktoś drastycznie narusza ludzką wolność lub godność.

W Polsce mamy dziś do czynienia z wieloma otwartymi i nieprzejednanymi wrogami wolnego świata liberalnych, świeckich i humanistycznych wartości. Wrogów – powtórzmy - jest wielu, nie jest nim tylko, a może nawet nie głównie, głęboko podzielony Kościół katolicki. Równie groźni są rosnący w siłę neofaszyści, wierzący i niewierzący, jednak na ogół klerykalni, powiązani z mrocznymi, autorytarnymi i obskuranckimi kręgami w polskim Kościele katolickim. Nie tylko oni jednak. Zwolenników autorytarnych rządów, irracjonalnych nonsensów lub szkodliwych przesądów spotykamy niemal wszędzie: w polityce, w mediach, na uczelniach, a nawet w organizacjach świeckich, antyklerykalnych lub lewicowych. Jeden z najbardziej znanych i wpływowych krytyków Kościoła katolickiego zarzuca mu na przykład – wcale nie żartem - że największym złem, jakie Kościół czyni, chrzcząc dzieci, jest blokowanie im dostępu do „czakry trzeciego oka”. Na lewicy z kolei, zawłaszcza tzw. światopoglądowej, w niepokojącym tempie postępuje wroga nauce ideologizacja, skutkująca na przykład odrzuceniem, a nawet potępieniem ewolucyjnych wyjaśnień i opartych na nich projektów zwalczania szkodliwych zjawisk społecznych. Lewica bywa dziś większym wrogiem teorii ewolucji niż Kościół katolicki. Hasła, jakie głosi, wydają się wprawdzie bliskie ideałom humanizmu, jednak jest to podobieństwo złudne, gdyż każda ideologia, bez względu na to, co głosi, jest w swojej istocie dogmatyczna i wroga wolnej myśli. Bywa też wroga ludziom, w imieniu których działa, jeśli nie są jej posłuszni. Humanizm wprost przeciwnie, jest ruchem ideowym, ale zdecydowanie krytycznym wobec każdej ideologii

Wskazanie i nazwanie po imieniu niektórych wrogów wartości humanistycznych i wolnego, rozumnego świata nie oznacza, że powinniśmy o nich myśleć i ich traktować jak wrogów. Humanizm jest ruchem etycznym, więc działać, a nawet walczyć powinien etycznie, bez wrogości pojmowanej jako trwałe pragnienie zniszczenia lub poniżenia przeciwnika. Wrogości tak rozumianej powinniśmy się w miarę ludzkich możliwości wystrzegać, zarówno ze względów etycznych i praktycznych, jak i w trosce o samych siebie, żeby się do naszych przeciwników nie upodobnić. Wrogość bowiem i bliska jej nienawiść to uczucia tak silne, absorbujące i zniewalające, że niemal nieuchronnie prowadzą do upodobnienia się do wroga, o czym najlepiej świadczy przemiana, jakiej ulegli najbardziej zajadli antykomuniści, trudni dzisiaj do odróżnienia od swoich dawnych wrogów z PZPR.

Przyszłość humanizmu w Polsce jest - by tak rzec - niepewna. Wprawdzie od religii odchodzimy najszybciej na świecie, ale jednocześnie rośnie w naszym kraju tęsknota do rządów silnej ręki. Piekło na Ziemi, jakie budują faszyści i autorytarni zwolennicy sojuszu tronu i ołtarza, nie jest wprawdzie wieczne, ale jest realne i skuteczniej zatruwa ludziom życie niż lęk przed ogniem piekielnym, dla większości z nas raczej śmieszny niż przerażający. Być może nie dożyjemy czasów, gdy Polacy zaczną cenić wolność osobistą i rozumny, przyjazny świat, jednak – strzegąc się wrogości – uchronimy się przynajmniej od najgorszego: nie staniemy się tacy jak oni.







Racje - strona główna
Strona "Sapere Aude"