na Joanna Hańderek, Święty my naród


RACJE

Kwartalnik humanistyczny

"Po namyśle" - miesięcznik w kwartalniku

[ Strona główna ]



Joanna Hańderek

ŚWIĘTY MY NARÓD


Święty my naród, święty lud. Chrystus narodów. Nasze wojny zawsze były szlachetne i wyzwoleńcze, a nasze wartości fundamentalne: Bóg-honor-ojczyzna od stuleci nadawały i wciąż nadają sens życiu i człowieczeństwu po polsku.

Nawet dzisiaj, w zjednoczonej Europie, polska postawa i polski głos wnosi wartości, których multikulturowa, „lewacka” Europa nie zna i nie rozumie. My znamy i rozumiemy. Za pogromy popełniane przez Polaków podczas II wojny światowej i zaraz po odpowiedzialna jest garstka zmanipulowanych, prowadzonych przez nazistów szaleńców. To odszczepieńcy. Szmalcownicy to też aberracja - na polskim sumieniu nie ciąży. Przecież daliśmy światu świętego papieża-Polaka, a pokolenie JP II sprawiło, że demokracja zwyciężyła w całek Europie.

Piękny to obraz. Wyparcie, zaprzeczenie, niedopuszczenie do głosu wszystkich tych, którzy ośmielają się twierdzić inaczej. Zmanipulowana historia, przemilczenia i duma czy może pycha, która każe wstać z kolan i walczyć z „polityką wstydu”. Lewak Kwaśniewski wszystkich sprowokował, przepraszając w Jedwabnem. Jan Tomasz Gross opluł polskość. Znienawidzony każdy dziennikarz, historyk, zwykły obywatel, który śmie powiedzieć złe słowo na ojczyznę. Nie wolno! Ma być pięknie; obraz Polski ma być nieskalany.

Takie bezkrytyczne podejście do własnej historii, nieznajomość faktów historycznych i budowanie obrazu świętości jest niebezpieczne. Fanatyczne uwielbienie samych siebie prowadzi do nienawiści wobec każdego Innego, Obcego. Alergiczna reakcja na myśl o uchodźcach, których nie znamy, a nawet nie widzieliśmy na oczy, wypływa z tego samego źródła co przedwojenna judeofobia. Do tego dochodzi współczesna mitologia wartości i świętości tego, co polskie. Obcy jest zagrożeniem tylko dlatego, że jest inny, ma inne poglądy, inną religię lub inny światopogląd. Utworzono listę nowych wrogów: uchodźcy, lewaka, tzw. osoby LGBT. Napiętnowano osoby, które próbują pokazać inne wartości i inną rzeczywistość.

Nie jest to tylko Polska choroba. Świat Zachodu uszczelnia się i popada w fobię wobec Inności. Pojawienie się partii i ugrupowań, które jawnie odwołują się do ideologii faszyzmu lub budują swoje programy na niechęci do Innego jest znakiem naszych czasów. W Polsce, przez bezkrytyczne myślenie o historii i niechęć do uznania własnych win, poprzez proces kreowania świętości Polski i Polaków, wsparty religijnym fundamentalizmem, jest to szczególnie niebezpieczne i złożone zjawisko.

W pierwszej kolejności trzeba zapytać, skąd się bierze ten strach przed Innym. Uchodźcy na oczy nie widziało większość tych, którzy krzyczą, że nie wolno ich wpuścić do naszego kraju. Prezes rządzącej partii skutecznie podgrzewał wrogiem im nastroje, strasząc chorobami, jakie mogą zawlec do naszego pięknego kraju. Porównywał ich do insektów i szczurów. Czy Polacy nie wiedzą, czy też nie chcą wiedzieć, że to już przerabialiśmy. Figurę złego, obrzydliwego Żyda widoczną na przedwojennych karykaturach zastąpiono figurą brudnego, roszczeniowego i złego uchodźcy, muzułmanina. Judaizm jako zagrożenie zamieniono na islam. Ten strach przed Innym, ta niechęć do przyznania się do winy przypomina lęk dziecka przed tym, czego ono nie zna i nie rozumie. Jest lękiem przed nowością i zmianą. Uznanie, że jesteśmy doskonali, a nasza przeszłość jest heroiczna, rodzi nieufność i niechęć do przyszłości i zmian, jakie ona niesie.

Nierozliczone winy i niezrozumienie źródeł antagonizmów z przeszłości nasila antagonizmy dnia dzisiejszego. Nie dorośliśmy jako społeczeństwo, nie nauczyliśmy się być dorosłymi, czyli ludźmi, którzy biorą odpowiedzialność za swoje czyny. Jak male dzieci chcemy, by wszyscy nas podziwiali. Dlatego w historii i we współczesnych wydarzeniach szukamy tego, co potwierdzi naszą wielkość. A że zwycięstw i sukcesów niewiele, sukcesów dopatrujemy się w przegranej, w rzekomym zwycięstwie moralnym. Zachwycamy się klęskami, a uprzedzeni politycy unijni, nie rozumiejąc prawdziwych wartości, szykanują obrońców tych wartości.

W odpowiedzi na to niezrozumienie i ataki w Polsce dokonuje się konsolidacja wokół swojskości. Nieważne jakiej, nieważne że anachronicznej, kołtuńskiej i obskuranckiej. Ważne, że naszej. Fakt, że jest nasza w każdym aspekcie, nadaje jej mityczne znaczenie.

Pomysł na zbadanie dramatu z Jedwabnego, to pomysł na pisanie raz jeszcze wielkiej historii Polski. Ci, którzy chcą rozkopać ziemię w Jedwabnem, lub dowolnym innym miasteczku czy wsi, gdzie miały miejsce pogromy, wiedzą dobrze, że nic już tam nie znajdą. Ciała wymordowanych spłonęły, ich rzeczy rozkradziono, a ich nagrobkami wybrukowano niejedną drogę w Polsce. Rzekome badanie ma być w istocie czynnością magiczną, taką jak badanie tupolewa, który rozbił się w Smoleńsku, lub ekshumacja ciał ludzi, którzy zginęli w tamtej katastrofie. To gusła, które mają wykazać, że to nie my, że to inni czynili zło, którego padliśmy ofiarą.

W narracjach oficjalnych dotyczących uchodźców pojawia się ta swoista magia oczyszczenia: nie możemy ich tu wpuścić, nie pozwolimy islamizować polskiej ziemi, ale nie jesteśmy bez serca, będziemy pomagać im w obozach, byle daleko stąd. Nasza miłość bliźniego każe nam pomóc, zachowując ludzi w ich kondycji zawieszenia i wykorzenienia, trzymając ich w obozie dla uchodźców jak w getcie.

Tymczasem świat się zmienia. Nie będzie czekał aż dorośniemy. Ruchy migracyjne przez cały wiek XX narastały, wzajemne powiązania ekonomiczne, klimatyczne, polityczne zacieśniają coraz bardziej relacje międzyludzkie i międzynarodowe. Budowanie wielkiego muru nie udało się jeszcze nikomu. Chiński mur jest dzisiaj atrakcją turystyczną, a zasieki i ogrodzenie na granicy USA z Meksykiem są przestrzenią ciągłego konfliktu polityki i moralności. Bariery na południowej granicy twierdzy Europa są przyczyną coraz większej liczby utonięć uchodźców w wodach Morza śródziemnego. Jednak migracji nic nie zatrzyma.

Zapatrzeni we własną wielkość, praktykując gusła i kultywując mity narodowe, tracimy z oczu zmiany, jakie zachodzą w świecie. Rok 2015 nie był rokiem kryzysu uchodźczego, a raczej kryzysu tożsamości europejskiej - Europy rozwijającej idee humanizmu, dążącej do wolności i praw człowieka. Napisałam „dążącej”, bo realizacja tych wartości wymaga nieustannego obywatelskiego zaangażowania i szczególnej świadomości społecznej. Ta Europa wartości zachwiała się w posadach.

Nacjonalizm w najgorszym wydaniu obudził się wśród wielu obywateli i polityków. Zniknęło współczucie. Pierwsze reakcje, zwłaszcza po decyzji o wpuszczeniu uchodźców do Nieniec były wzruszające. Ludzi wychodzili na perony, by ich przywitać. Słowo „Welkomen” pojawiało się na transparentach. Z czasem ta empatia zmieniła się w złość. Nacjonaliści okazali się głośniejsi. Dlatego niedawno statek ratunkowy z chorymi i wyczerpanymi uchodźcami na pokładzie nie mógł wpłynąć do włoskiego portu. Gdy wreszcie, łamiąc sprzeciw rządu włoskiego, Watch See III dopłynął do przystani, na uchodźców nie czekał tłum chętnych do pomocy; czekała policja.

Można zapytać co historia Jedwabnego, Goniądza i Wąsosza, ale i mordów na Lubelszczyźnie czy pogromu w Kielcach ma wspólnego ze współczesnymi uchodźcami. Moim zdaniem ma i to bardzo dużo. Tym, co te wydarzenia łączy, jest mechanizm nienawiści do Innego, narodowego uniesienia i ślepoty na drugiego człowieka. I jeszcze jedno: życie w modusie posiadania. Wyklęty przez narodowców Jan Tomasz Gross obnażył ten mechanizm boleśnie: ludzie mordowali, szabrowali i wydawali Żydów Niemcom powodowani chciwością, dla zysku. Proces ten zachodził w całej Europie, tyle, że w Polsce został skutecznie przemilczany, ukryty pod maską naszej rzekomej świętości. Współcześnie niechęć do Uchodźców ma to samo podłoże: przymus posiadania, kompulsywne dążenie do dobrobytu. Na uchodźcach, migrantach i obcych można dobrze zarobić, to też kwitnie nielegalny przemyt i handel ludźmi, ale można też stracić. Działalność charytatywna kosztuje. Podzielenie się z Innym własnymi zasobami może lub wręcz musi je uszczuplić. Tymczasem my nie chcemy zrezygnować z konsumpcji, nawet w obliczu zagrożeń klimatycznych. Europa choruje na konsumpcjonizm. „Mieć” znowu okazuje się ważniejsze niż „być”.

Można zapytać, co historia lat 40 i 50 XX wieku ma wspólnego ze współczesnością? Podobno historia jest magistra vitae. Może gdzieś jest, jednak my się niczego od niej nie uczymy. Dawne ofiary są oskarżane o chciwość, a fobia wobec roszczeń żydowskich jest ogromna. Nieważne, że to Polacy, Europejczycy grabili ich dobra. Tak samo współcześnie patrzymy na uchodźców. Sami są sobie winni, niech zostaną w domu i walczą. Trzeba było pozostać u siebie i nie tonąć. Zapominamy, że od słów łatwo przechodzi się do czynów. Pogromy zaczynały się od mowy nienawiści. W imię źle pojętej wolności słowa walczymy z polityczną poprawnością „lewaków”, „lewackich lemingów”, by dać upust emocjom, najpierw w słowie a potem? Na polskich ulicach rośnie liczba napadów na Innych. „Czarna księga” z roku na rok się powiększa. Ale przecież jesteśmy Chrystusem Europy. To nie my. To oni nas prowokują. Historia magistra vitae…?







Racje - strona główna
Strona "Sapere Aude"