[ Strona główna ]

RACJE

PO NAMYŚLE


Andrzej Dominiczak

POLSKA: SIEDLISKO BEZPRZYKŁADNEJ CIEMNOTY CZY RZECZPOSPOLITA PÓŁGŁÓWKÓW"


Po świecie od lat krążą legendy (i nie tylko legendy) o głupocie „Polaczków”. Nic się pod tym względem nie zmienia, a jeśli się zmienia, to na gorsze. Problem stał się tak poważny, że piszą już o nim renomowane periodyki medyczne. Na dowód zamieszczam fragment artykułu z „The Lancet” z 29 stycznia br., a niżej swój własny artykuł sprzed 20 lat. I niech was nie zmyli fakt, że artykuł ukazał się w NIE – tygodniku satyrycznym. Tekst oparty jest na badaniach naukowych umówionych w głośnej wówczas książce pt. „IQ and the Wealth of Nations”. Jest o czym pomyśleć!

Polska jako "siedlisko bezprzykładnej ciemnoty"

Jedno z najbardziej prestiżowych pism medycznych na świecie "The Lancet" opisało ostatnio (29 stycznia 2022) podejście Polski do walki z pandemią. Artykuł skupia się na bezprecedensowej rezygnacji Rady Medycznej i ogromnej umieralności wśród chorujących na COVID. Szpitale zapełniają kolejni zakażeni. Lekarze martwią się, że w ciągu następnych tygodni będzie jeszcze gorzej, a zwiększenie liczby covidowych łóżek będzie oznaczać brak miejsc dla innych pacjentów.

Polska ma jeden z najwyższych na świecie współczynników umieralności na COVID-19 i ponad 100 tys. zgonów z powodu tej choroby. Odsetek szczepień wynoszący 56 proc., według danych z 18 stycznia, pozostaje w tyle za średnią UE wynoszącą 69 proc." - to fragment artykułu opublikowanego w "The Lancet".

"Według badań przeprowadzonych w zeszłym roku przez Warszawski Uniwersytet Medyczny na temat stosunku Polaków do szczepień wynika, że co trzecia osoba w wieku 18–65 lat deklarowała, że nigdy nie przyjmie szczepionki przeciwko COVID-19. Wątpliwości są szczególnie silne na obszarach wiejskich kraju, gdzie rządząca partia Prawo i Sprawiedliwość ma mocne poparcie" - relacjonuje autor artykułu.

Rzeczpospolita półgłówków

Jak zatrzymać polską konnicę? Należy wyłączyć karuzelę!

Co zrobić, gdy Polak rzuci w ciebie granatem? Należy granat podnieść, wyciągnąć zeń zawleczkę i odrzuć go z powrotem!

Dlaczego Chrystus nie narodził się w Polsce? Bo w całym kraju nie można było znaleźć trzech mędrców i jednej dziewicy.

W jaki sposób Niemcy zdołali dokonać błyskawicznego podboju Polski? Maszerowali tyłem i Polakom wydawało się, że się wycofują.

Żarty „o Polaczkach”, te kanoniczne, i setki innych – śmiesznych i nieśmiesznych – jeszcze kilka lat temu opowiadano sobie jak Ameryka długa i szeroka. Z Polaczków śmiano się podczas przyjęć (parties), natrząsano się podczas festynów politycznych i w programach telewizyjnych. Boki zrywali członkowie amerykańskich elit intelektualnych, którzy między wykładami z teorii boksu, a seminariami z koszykówki potrafili znaleźć czas na naukę czytania i osiągnęli w tej trudnej sztuce biegłość umożliwiającą im czytanie ze zrozumieniem brukowej prasy, w której tego rodzaju dowcipy chętnie zamieszczano. Amerykański naród pokładał się ze śmiechu.

W ostatnich latach moda na ten typ ludowego humoru zdaje się jednak tracić na popularności. Czy Amerykanie uznali, że podważanie umysłowej tężyzny najbliższych sojuszników osłabia wartość bojową NATO? A może przestraszyli się pewnego słynącego z kunsztu pięściarskiego i hartu ducha pupila prezydenta Kwaśniewskiego? Nie przestraszyli się. Szyderstwa ustały, bo Amerykanie dowiedzieli się, że to, co w swojej dobroduszności uważali za niewinne żarty, to nie żadne żarty, tylko zwykła prawda. Ci przysięgli wyznawcy politycznej poprawności przestali się z nas natrząsać, gdyż przeprowadzone w kilkudziesięciu krajach świata badania inteligencji wykazały, iż wśród krajów „pierwszego świata” Polacy (wraz z Portugalczykami i Chorwatami) należą do trójki narodów o najniższej średniej inteligencji, a Amerykanie z niepełnosprawnych się nie wyśmiewają - oni budują im wygodne podjazdy dla wózków lub przyznają punkty preferencyjne na uczelniach.

W mijającym roku 2002 duże poruszenie w Europie i w USA wywołała książka zatytułowana „IQ and the Wealth of Nations(Iloraz inteligencji i bogactwo narodów. Przyp. AD.), której autorzy, Richard Lynn (profesor psychologii z Ulsteru) i Tatu Vanhanen (profesor nauk politycznych z Tempere w Finlandii) nie tylko obalili przesąd, w myśl którego narody i grupy etniczne nie różnią się od siebie pod względem inteligencji, ale także – w oparciu o rzetelne i ogólnie dostępne dane – wykazali, że to inteligencja lub jej brak w największym stopniu decyduje o tym, jak powodzi się jej użytkownikom – czy żyją w biedzie, czy opływają w dostatki. Nie umiarkowany klimat zatem, jak twierdził Monteskiusz, nie dominująca religia, jak chciał Max Weber, nie obecność lub nieobecność wolnego rynku i nie wysokość stopy procentowej, jak nam wmawiają kapłani neoliberalizmu, decydują o sukcesie gospodarczym, lecz właśnie przeciętna wysoka inteligencja: rozum, tęgi łeb.

Ludzie z wysokim ilorazem inteligencji – powiadają Lynn i Vanhanen – są w stanie opanować złożone umiejętności, niedostępne tym, których myśli biegną mniej wartko. Narody o wysokiej inteligencji mają wydajne gospodarki na wszystkich poziomach, od górnych szczebli zarządzania po robotników wykwalifikowanych i niewykwalifikowanych na dolnych szczeblach drabiny społecznej. Ludzie inteligentni wytwarzają wysokiej jakości towary i usługi, na które jest duże zapotrzebowanie, a które nie mogą być wytwarzane w krajach, gdzie myśli się niechętnie i z mozołem. Ponadto społeczeństwa odznaczające się wysokim IQ dysponują całą armią sprawnych i skutecznych urzędników w dziedzinach, które pośrednio decydują o stanie gospodarki: w oświacie, medycynie, nauce i sądownictwie. Inteligentne zarządzanie stwarza warunki do rozwoju gospodarczego, sprzyja pełnemu zatrudnieniu przy minimalnej inflacji, chroni konkurencję, zapobiega powstawaniu monopoli, ogranicza przestępczość i korupcję, zachęca do kształcenia i przyczynia się do rozwoju takich umiejętności jak czytanie, dodawanie i odejmowanie, a w niektórych przypadkach nawet dzielenie. Narody inteligentne wybierają sobie ponadto inteligentnych przywódców, którzy rozumnie troszczą się o wszechstronny rozwój kraju. Inteligentne narody mają to wszystko, czego my nie mamy i odwrotnie – nie mają tego, czego my mamy w nadmiarze. Czy może być inaczej?

Wykazana w omawianych przez Lynna i Vanhanena badaniach średnia inteligencja Polaków wynosi zaledwie 92 punkty (średnie IQ w badanych grupach obliczano w porównaniu z przeciętną wśród Anglików, którą przyjęto za „sto”). To niemal 20 punktów mniej niż w Japonii (110) i kilkanaście mniej niż w innych krajach Azji Wschodniej, gdzie uzyskano najwyższe wyniki. To różnica niemal taka, jak między dolną granicą normy, a upośledzeniem umysłowym. Różnice między średnią w Polsce i w rozwiniętych krajach europejskich są również znaczące i oscylują wokół 10 punktów (Włochy - 103; Niemcy - 103; Holandia - 100). To cywilizacyjna przepaść. Polacy okazali się także mniej inteligentni niż na ogół lekceważeni Rumuni (94) i Rosjanie (96), nie mówiąc już o Czechach i Słowakach (98). No i skąd tu wziąć kompetentnych przywódców, lekarzy, sędziów, naukowców i dziennikarzy? Prawdziwym problemem każdego kraju nie są bowiem mało inteligentni chłoporobotnicy czy proletariat miejski, a matołowata inteligencja: sędziowie, którzy nie rozumieją treści przedstawianych im dokumentów albo zapisów konstytucyjnych, naukowcy - przyczynkarze, bezmyślni dziennikarze przymilający się do skorumpowanych polityków i biznesmenów; a w końcu infantylni politycy, np. tacy, którzy z upodobaniem publicznie manifestują swoją męskość, choć jest to zachowanie właściwe raczej młodzieży męskiej w wieku przedszkolnym, gdy chłopiec w ubranku na pierwszy rzut oka niewiele się różni od dziewczynki. Czy infantylizm musi oznaczać niski iloraz inteligencji? Niestety tak. Wyniki w testach inteligencji, takich np. jak użyte w omawianych tu badaniach „matryce Ravena” silnie korelują z wynikami w testach dojrzałości umysłowej. Ludzie inteligentni, w dodatku ci, którzy ze swojej inteligencji robią użytek, z biegiem lat nieuchronnie tracą dziecięcy wdzięk i dziecięce ambicje. Umysłowa lichota miłościwie nam panujących to jednak tylko pół biedy. Jest to grupa nieliczna, a jej wpływ na bieg rzecz w kraju jest znacznie mniejszy niż im i nam się na ogół wydaje. Ponadto problem nieinteligentnych przywódców można rozwiązać, importując kompetentne osoby z krajów, w których podaż kandydatów lub kandydatek jest wystarczająca. Czyż najpiękniejszych kart historii Polski nie zapisali władcy z obcych krajów? Skąd jednak wziąć tysiące specjalistów, wynalazców, urzędników państwowych, biznesmenów i lekarzy? Wszystkich z zagranicy nie sprowadzimy.

Rozwiązaniem powinna być narodowa mobilizacja. Wiele wskazuje, że wbrew temu, co niegdyś sądzono, średnią inteligencję w populacji można w stosunkowo krótkim czasie podnieść poprzez podniesienie motywacji do myślenia. Tak na przykład wyjaśnia się wyniki testów, w których wykazano, że Żydzi w diasporze są znacznie bardziej inteligentni niż Żydzi w Izraelu, którzy zresztą w naszych badaniach również wypadli poniżej oczekiwań (90 punktów). Ci pierwsi muszą walczyć o przeżycie w nieprzyjaznym, obcym środowisku. W podobnym kierunku zmierzają próby wyjaśnienia znakomitych karier naukowych młodych Chińczyków na uniwersytetach amerykańskich. Chińczycy i inni Azjaci to ludzie ambitni, czasem do samozatracenia, czym się tłumaczy wysoką liczbę samobójstw wśród młodych Japończyków. Czy zbliżony efekt można uzyskać w Polsce? Niestety nic na to nie wskazuje. Kilka lat temu np. niemal bez echa przeszły doniesienia o prowadzonych pod patronatem OECD badaniach nad tzw. analfabetyzmem funkcjonalnym, w których okazało się, że trzy czwarte Polaków nie rozumie treści tego, co czyta i że jest to wynik najgorszy wśród krajów objętych badaniem. Na Zachodzie analfabeci funkcjonalni stanowią od 10 do 20 proc. społeczeństwa. Zaniepokojony dziennikarz jednej z gazet zapytał ówczesnego ministra edukacji: „Co MEN zamierza z tym zrobić”. Minister nie dostrzegł jednak potrzeby podejmowania żadnych działań, gdyż jego zdaniem „dzieci w Polsce są kształcone znacznie lepiej niż w innych krajach”. Dziennikarz pytał dalej autorów polskiej części badań, czy w ich wyniku nie powinien powstać program „narodowej alfabetyzacji”. – Nikt by nie chciał chodzić gdzieś i się uczyć – usłyszał w odpowiedzi. – Kursy telewizyjne też są mało prawdopodobne, bo w Polsce ludzie uczą się nie dla wiedzy, ale dla papierka.

Tymczasem w Irlandii, gdzie wyniki testów choć słabe, były dwa razy lepsze niż w Polsce, powstało kilkadziesiąt takich programów: rządowych i prywatnych. Irlandczycy doznali szoku, słusznie podejrzewając, że ów tajemniczo brzmiący „analfabetyzm funkcjonalny” niczym się nie różni od pospolitej głupoty, co jak się zdaje umknęło uwadze polskich patriotów.

Czy znaleźliśmy się w ślepej uliczce? Czy znajdziemy sposób, żeby się  wzbogacić pomimo niskiej przeciętnej inteligencji. Niegdyś, gdy w naszej części świata wysadzano w powietrze górskie łańcuchy i odwracano kierunek biegu rzek, wszystko było możliwe. Na przykład Komitet Centralny Komunistycznej Partii Chin podjął niegdyś decyzję o całkowitym wyeliminowaniu z kulinarnej obyczajowości tego kraju pałeczek do jedzenia i zastąpieniu ich postępowymi sztućcami w stylu zachodnim, co miało się dokonać do roku 2500. Namawiałem wówczas decydentów z polskich kręgów przemysłowych, by całą polską gospodarkę przestawić na produkcję noży, łyżek i widelców dla miliarda Chińczyków, czemu moglibyśmy sprostać technologicznie i organizacyjnie. Niestety w naszych czasach takie projekty wyszły z mody, Chińczycy nie są już tak postępowi jak dawniej i nie jest pewne, czy nie wycofaliby się z kontraktu, zostawiając nas z miliardami nikomu niepotrzebnych sztućców. Bezpieczniej będzie zrywać truskawki.







Racje - strona główna
Strona "Sapere Aude"