[ Strona główna ]

RACJE

NUMER 7

Grudzień 2021


Joanna Hańderek

RATUJMY LUDZI!


Ratować dzieci! Gdzie są dzieci? Nie wolno tak dzieci traktować! A dorosłych już tak można traktować? Dziecka nie wolno wywieźć do lasu a dorosłą kobietę czy mężczyznę wolno? Dziecku należy się wsparcie i troska, a dorosły człowiek na nią już nie zasługuje? Przerażająca selekcja: w mediach, na ulicy, w słowach polityków. Nawet jeden Pan Polityk rozpędził się do tego stopnia, że powiedział w wywiadzie: „dorośli mężczyźni sobie poradzą.” Ta koszmarna selekcja zakłada zatem, że dziećmi można się zająć, bo sobie nie poradzą i szybciej będą umierać, a dorośli (zwłaszcza mężczyźni) mają silniejsze organizmy, więc może uda im się przeżyć dłużej.

Na granicy polsko-białoruskiej zasieki, drut kolczasty i nasza przerażająca bezradność. Ludzie, lekarze na granicy, tak samo jak zwyczajni obywatele i obywatelki żyjący na terenach przygranicznych robią wszystko, by pomóc. Niestety nasz rząd skazuje na tortury i w wielu przypadkach na śmierć, ludzi, którzy stali się zakładnikami po jednej stronie wojny czy konfliktów w ich państwach, a z drugiej strony interesów watażki Łukaszenki. Cyniczne i obłudne słowa rządu PiS o konieczność chronienia granicy tylko potęgują koszmar, w jakim znaleźli się uchodźcy. Pomijając fakt, że prawo międzynarodowe, konwencja genewska, reguluje postępowanie w takim przypadku, rząd pis łamie nie tylko prawo, ale i minimum przyzwoitości.

Nasze społeczeństwo już tak bardzo przyzwyczaiło się do podziałów, do kategoryzacji na lepszy i gorszy sort, na tych, którym się należało i na tych, którym nic się nie należy, że zatraciliśmy się w tych antagonizmach. Stąd też pewnie ta retoryka dotycząca dzieci i konieczności ratowania najmłodszych. Do tego sama kultura, ceniąca dzieciństwo i wartościująca niezwykle wysoko dziecko, umacnia w nas przekonanie, że trzeba ratować dzieci. Ta retoryka jest jednak bardzo niebezpieczna, gubi bowiem to, co najważniejsze w samej pomocy: wsparcie, otwarcie na drugiego, zrozumienie. Idąc do lasu wolontariuszki i wolontariusze nie idą przecież po dzieci, idą po prostu po ludzi. Na granicy nie zamarzają tylko dzieci, ale i ich rodzice, ludzie dorośli, wszyscy ci, którzy potrzebują pomocy.

Retoryka zawoań „dzieci są najważniejsze!”, „ratujmy dzieci!”, „gdzie są dzieci?!” to retoryka pis, ich taktyki dzielenia i kategoryzowania. Niestety te podziały przynoszą tylko napięcia i kolejne kategoryzacje. Tymczasem sprawa jest prosta: gdy tonie człowiek, nie stajemy przecież nad brzegiem jeziora i nie prowadzimy ankiety: płeć, wiek, kolor oczu, pochodzenie, rodzina, stan cywilny, zawód, wykształcenie. Nie zadajemy tych wszystkich pytań, tylko po skaczemy do wody i ratujemy człowieka. Gdy zaczynamy zastanawiać się, kto jest na granicy: płeć, status społeczny, pochodzenie, przynależność kulturowa, religijna, tracimy bezcenny czas na udzielenie pomocy i ratowanie drugiego człowieka. Zastanawiając się, kim jest człowiek potrzebujący pomocy, automatycznie uruchamiamy mechanizmy dyskryminacyjne, uznając, że jednym należy się pomoc a innym nie.

Na granicy polsko-białoruskiej zamarzają, cierpią, chorują i umierają ludzie. Tacy sami jak my. I nie ma żadnego znaczenia, jakiego są pochodzenia, w jakim są wieku czy jaką mają płeć. Znaczenie ma to, że szaleństwo reżimów i polityki nie pozwala im normlanie uciec przed koszmarem wojny, prześladowań, czy groźby śmierci. Problemem jest to, że jeszcze wierzymy w kategorie i wartościowanie drugiego człowieka. Gdy uznamy, że jednych można ratować, znacznie łatwiej przyjdzie nam uznać, że inni mogą umierać. Tymczasem na granicy czekają na naszą pomoc ludzie. Tylko ludzie i aż ludzie.








Racje - strona główna
Strona "Sapere Aude"