[ Strona główna ]

RACJE

PO NAMYŚLE


Joanna Hańderek

PRZEMOC DOMOWA, SPRAWA NARODOWA


Przenoc domowa w Polsce to jeszcze jedna sprawa narodowa: nasza, powszechna i święta, bo uświęcona tradycją. Wiadomo przecież, że „jak się baby nie bije, to jej wątroba gnije”; „jak bije, znaczy kocha”, a co! Chłop swoje prawa ma. „Nieważne, jaki jest, ważne, że jest” – to inna mądrość życiowa tej samej kategorii. „Może pić, może bić, ale musi być”. Stara panna to hańba. Nikt jej nie chciał biedaczki! Jak się sąsiadom pokazać? W duchu tej logiki „ona jest sama sobie winna”, „jakby po nocy nie latała, to by nic się nie stało”; „świeciła cyckami i prowokowała”.

Ten sam wzorzec kulturowy podpowiada komplementy: „niezła dupa”, „ostra laska”, „towar”, „worek na spermę”. lachonki, laski, dupy, są „od tego, żeby je brać”.

Więc po co nam konwencja o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej? No po co, skoro u nas taka piękna, rycerska tradycja? Kobietę w drzwiach się przepuszcza i całuje po rękach. Tylko w Polsce mężczyźni są tak kurtuazyjni wobec kobiet! Zgniły Zachód już dawno zaprzestał tych dobrych manier. Polscy panowie, gdy jadą za granicę, boją się z kobietami rozmawiać. One tam nie znają się na kurtuazji. Po co nam te gendery, opowieści o płci i kulturowych uwarunkowaniach. My wiemy, że baba to baba. Kobieta to kobieta: matka-polka, katoliczka, patriotka, żona i strażniczka ogniska domowego. Żaden tam „babochłop”, co nie wiadomo, czego chce od życia. Nasza, polska, katolicka i patriotyczna matka i żona jest skromna, cicha, pełna miłości i pokory. I wie, że ma trwać w związku, znosić bicie i picie. Wie, że ma nieść swój krzyż, jak jej ksiądz kazał.

Więc po co nam lewacki, zachodni bełkot? W artykule pierwszym konwencji o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej mamy jasno sprecyzowane cele: ochrona przed przemocą, eliminacja wszelkich form dyskryminacji, stworzenie ram systemowych i polityki wsparcia dla ofiar, międzynarodowa współpraca przy eliminowaniu przemocy, wsparcie i pomoc dla organizacji walczących z przemocą, wdrożenie mechanizmów monitorujących przemoc. Tylko, jak ma taka konwencja funkcjonować w naszym kraju, gdy już na poziomie świadomości, języka, przekonań i codziennych praktyk, nierówność i przemoc jest tak mocno zakorzeniona. W przestrzeni publicznej nikt nie reaguje, gdy kobieta jest obrażana. Posługiwanie się językiem wulgarnym i uwłaczającym godności kobiet nikogo nie dziwi. Kobiety nie doświadczają wsparcia ze strony policji, partii rządzących, polityków i polityczek. W Polsce wciąż stawia się na model tradycyjnej rodziny z podziałem ról na męskie i żeńskie i podległością kobiety; ważniejszy jest Kościół katolicki i jego model rodziny niż realne życie i potrzeby obywatelek i obywateli.

Dyskryminacja kobiet w Polsce ma charakter systemowy. Od języka, przez wychowanie i edukację, po zatrudnienie i życie publiczne kobiety są w asymetrycznej sytuacji. Jeżeli już robią karierę, to od nich więcej się wymaga. Jeżeli już mają rodzinę i pracę, ciągle stoją przed nieznośnym dylematem: co poświęcić i jakim kosztem odbywa się ich samorealizacja zawodowa (nie bez przyczyny liczba singielek rośnie wraz z wykształceniem i odnoszonymi sukcesami w pracy – nie są dobrym materiałem na żonę, która ma się poświęcać). Ile jest w Polsce rektorek, dziekanek, posłanek, dyrektorek, minister? Polki wciąż muszą znosić protekcjonalne traktowanie. Z jednej strony mężczyzna bardzo chce jej pomóc otworzyć drzwi, jakby była małą dziewczynką, z drugiej zaś ignoruje jej kompetencje zawodowe. (Mówiąc nawiasem, to otwieranie drzwi pachnie jakąś obsesją. Panowie! Potrafimy same otwierać drzwi, klamki nie parzą?!). W Polsce ciągle ważniejsze jest, jak kobieta wygląda, a nie jaka jest i co wie (Od panów nie wymaga się równocześnie urody, zadbania i kompetencji, wystarczy, że są dobrzy w swoim zawodzie). Kobieta wciąż musi udowadniać, że jest tak samo dobra na swoim stanowisku pracy jak jej kolega zza biurka; ciągle musi potwierdzać, że się stara, że jest dobrą matką i dobrą żoną, ciągle to ona na policji musi wykazać, że gwałciciel naprawdę zastosował przemoc i to nie ona go sprowokowała.

Dyskryminacja kobiet jest w Polsce normą. Nikt już na nią nie zwraca uwagi, nikt się nią nie przejmuje. Feminatywy budzą uśmiech, wielu językoznawców, wbrew tradycji językowej (feminatywy stosowane były już przed II wojną światową) próbuje nam wmówić, że to bełkot i nowomowa. W ten sposób skazuje się na śmieszność kobiety, które chcą pozostać kobietami, piastując niegdysiejsze męskie role i urzędy. Ministra cieszyła swego czasu niemalże całą Polskę. W różnych stacjach telewizyjnych i radiowych wyśmiewano „Panią Ministrę” za jej fanaberie językowe, skupiając się nierzadko na jej urodzie i deprecjonując jej kompetencje. Kawały i memy seksistowskie nikogo nie oburzają, tak samo jak nikt nie reaguje, widząc w autobusie lub w tramwaju nagabywaną wbrew jej woli kobietę. Zwłaszcza jak jest młoda i piękna – zostaje wydana na pastwę niewybrednych komentarzy i uprzedmiotowiającego gapienia się jak na „worek na spermę”. Starzejąca się kobieta wcale nie jest w lepszej sytuacji. Jej wiek, jej dolegliwości, ewentualna samotność lub starość są brutalnie wyszydzone. Wedle wielu mężczyzna starzeje się z godnością, jest „jak wino”, im starszy, tym lepszy. Kobieta odwrotnie. Stąd obrzydzenie, gdy starsza kobieta zwiąże się z młodszym mężczyzną. Dla wielu to totalna aberracja. Różnica wieku między młodziutką partnerką a jej dużo starszym partnerem nikogo tak już nie zgorszy. W odwrotnej sytuacji to skandal. Stare teściowe, wredne baby i czarownice mają się nie pokazywać publicznie, siedzieć w domu i bawić wnuki. Jak nie mają kogo bawić, to same są sobie winne.

Dyskryminacja w Polsce jest codziennością. Ostrożne szacunki podają przybliżone dane. Około 500 kobiet rocznie ginie z rąk swojego partnera lub popełnia samobójstwo, bo woli umrzeć niż dalej znosić przemoc. A co z tymi kobietami, które po prostu znikają i ginie po nich wszelki ślad. Ilu z nas zareagowało na krzyki zza ściany. Ilu z nas zrobiło cokolwiek widząc kobietę z siniakami na twarzy? Gdzie jest policja, pomoc społeczna? Dopiero gdy dojdzie do tragedii sąsiedzi rozkładają ręce bezradnie i powtarzają do kamery, że tam zawsze było głośno. Dopiero gdy mamy już sprawę medialną, zaczniemy się interesować w karnawałowym zadowoleniu, że oto jeszcze jedna krwawa sensacja zostaje przedstawiona dla naszej zabawy. Ojciec gwałcący latami córkę będzie budził sensację, tak samo jak żona przetrzymywana latami w domu przez męża. Z wypiekami będziemy wyczytywać na kolejnej stronie internetowych wiadomości jak to wykładowca pastwił się nad swoimi studentkami. Przemoc stała się rozrywką, ujawniona budzi emocje pozwalające zwiększyć oglądalność wiadomości. W kolejnych odsłonach dramatu będziemy informowani o gwałtach, przemocy, dniach i godzinach spędzonych z oprawcą. Dobra zabawa. Zyski rosną. O ofiarach się nie dyskutuje – to tylko kobiety, to tylko ich dzieci. Nic ważnego.

Dyskryminacja w Polsce jest tabu. Naszym najcięższym grzechem jest założenie, że rodzina jest sferą prywatną, a to, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami naszych domów jest tylko naszą sprawą. Dlatego sąsiedzi nie reagują, a policja i instytucje wyznaczone do interwencji robią to tak opieszale.

Z pewnością i w tej sprawie szkodzi nam katolicyzm. Choć w Polsce liczba osób wierzących maleje, to ciągle panuje katolickie przekonanie o świętości rodziny i nadrzędnej w niej roli mężczyzny. Kapłani Kościoła katolickiego roszczą sobie prawo, by pouczać ludzi, jak mają żyć i jakie mają przyjmować role. W oderwaniu od realiów dnia codziennego i w oderwaniu od współczesności wpychają kobiety w plemienny model służebnic i towaru. Jakiekolwiek działania i prawa mówiące o ochronie członków rodziny budzą ich histeryczny wręcz sprzeciw. Ochrona praw ofiary przed przemocą fizyczną, psychiczną, ekonomiczną, symboliczną i kulturową od razu kojarzona jest z zagrożeniem samej rodziny. Dla Kościoła katolickiego i jego doktryny ważna jest instytucja, nie człowiek, ważna jest tradycja, a nie wyrządzana krzywda. Dlatego w Polsce ciągle rodzinę traktuje się jako coś co ma być jednością mimo przemocy lub innej traumy. Skarga ofiary, rozwód, domaganie się szacunku i praw odrzucane jest jako rozbijanie rodziny. Kobiety, dzieci i seniorzy/seniorki nie uzyskują odpowiedniego prawnego i społecznego wsparcia, ponieważ wszyscy boją się rozbijać i ingerować w sporawy rodziny. Ten mit powoduje ogrom nieszczęść, a dramaty latami gwałconych i bitych kobiet, dzieci i maltretowanych seniorów rozgwrywają się tuż obok nas, za zamkniętymi drzwiami naszej obłudy i mitu jedności rodziny.

Konwencja o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej to narzędzie prawne, które w Polsce ciągle nie jest ani wdrożone, ani stosowane, za to od samego początku jest negowane i krytykowane, zwłaszcza przez środowiska prawicowe i narodowo-katolickie. Ludzi, których obraża świeckość, liberalizm i lewicowe poglądy, ludzi, których obraża mówienie o równości i tolerancji, ludzi których obraża mówienie krytycznie o tradycji i religii, nie obraża katowanie kobiet, dzieci i seniorów. Nie obraża i nie przejmuje.

W osttanich dniach stanęliśmy w obliczu kolejnego ataku – tym razem z inicjatywy fanatycznej organizacji Ordo Iuris – na demokrację, wolność i poszanowanie praw człowieka. Projekt wypowiedzenia konwencji stanbuslkiej to konsekwencja fanatyzmu i pełnego podporządkowania się indoktrynacji kościelnej. Ci sami ludzie, którzy walczą z konwencją, pozwalają, by dzieci chodziły na polowania i uczestniczyły w rzezi istot żyjących; Ci sami ludzie piętnują i zabraniają ślubów par jednopłciowych i wykluczają osoby homoseksualne, biseksualne czy transseksualne. Ci sami ludzie, którzy zabiegają o wypowiedzenie konwencji o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy, równocześnie stosują przemoc wobec większości społeczeństwa, chcąc nam narzucić swój katolicki i prawicowy światopogląd. To bardzo niebezpieczna tendencja, zwłaszcza że żyjemy w kraju, w którym partia rządząca konsekwentnie opiera swój autorytet i popularność na retoryce nienawiści wobec „Inności” i technice dzielenia społeczności. Próba wypowiedzenia konwencji jest czymś więcej niż tylko działaniem wymierzonym przeciwko ofiarom pobić i gwałtów, zastraszenia czy zniewolenia. To również próba zniszczenia praw człowieka i zbagatelizowania ciężkiej, nierzadko koszmarnej sytuacji, w jakiej znaleźli się bezradni i zagrożeni ludzie: kobiety, dzieci i seniorki/seniorzy.








Racje - strona główna
Strona "Sapere Aude"