[ Strona główna ]

RACJE

numer 4

Październik 2020


POCHWAŁA DOROSŁOŚCI

Andrzej Lipiński w rozmowie z Susan Neiman


    Andrzej Lipiński: Pani profesor, tytuł Pani książki brzmi:, „Dlaczego warto stawać się dorosłym?”. Czy dorastanie to rzeczywiście kwestia decyzji?

Susan Neiman: Tak właśnie uważam. Wszystkim nam naturalnie z czasem przybywa lat, czy tego chcemy czy nie. Ja jednak starałam się podkreślić w książce różnicę między starzeniem się, a stawaniem się dorosłym. Wielu moich przyjaciół było oburzonych, gdy zobaczyli tytuł książki. Niektórzy stwierdzali wręcz, że nie mają zamiaru dorastać, ich bohaterem był i zawsze pozostanie Piotruś Pan. Paradoksalnie wielu z nich to w moich oczach prawdziwe wzory do naśladowania, osoby silnie osadzone w rzeczywistości, zaangażowane w sprawy społeczne i polityczne, czyli w myśl mojej definicji jednostki jak najbardziej dorosłe. Jednak bycie dorosłym nie cieszy się w naszym społeczeństwie zbyt dobrą reputacją, stąd nawet wśród osób naprawdę dojrzałych tak silna awersja wobec tego stanu.

    A.L.: Z czego to wynika?

S.N.: Zdania typu „Jak ty młodo wyglądasz” lub „Zobacz, jak on dobrze się trzyma,” z reguły brzmią jak komplement i świadczą o tym, że dorastanie i starzenie się to powód do wstydu. Wyobrażenie, że dorastanie mogłoby być jakimś świetlanym celem, jest nam zupełnie obce. Pracując nad książką, myślałam o czytelniku powyżej 40-tki, a więc o ludziach, którzy mają ułożone życie i nie oczekują już od losu niczego nowego. Byłam doprawdy zaskoczona i poczułam wielką radość, gdy okazało się, że książka została przyjęta entuzjastycznie przez czytelników w wieku między 20 a 30 rokiem życia, którzy w komentarzach wyrażali szczery zachwyt faktem, że „wreszcie ktoś mówi o tym, że życie po 30-tce też może być powodem do radości, a etap poprzedzający ten wiek to naprawdę trudny okres życia”.

    A.L.: Z wielu badań wynika, że większość ludzi osiąga stan względnej szczęśliwości dopiero po 40-ce. Dlaczego w takim razie z utęsknieniem myślimy o dzieciństwie i młodości?

S.N.: Z jednej strony zbyt silnie idealizujemy tamten czas, zupełnie przy tym zapominając, jak trudny nieraz bywał. Najłatwiej przypominamy to sobie, obserwując własne potomstwo. Zazwyczaj każde dziecko chce jak najprędzej stać się dorosłe, bo wierzy, że wtedy życie otworzy przed nim znacznie więcej możliwości. Konfrontacja z trudnościami własnych dzieci między 18 a 30 rokiem przywołuje pamięć o tym, jak powikłana była również nasza młodość. Drugim powodem idealizowania przeszłości jest to, że żyjemy dziś w społeczeństwie, dla którego ludzie prawdziwie dorośli są elementem zakłócającym. Dorosły człowiek to osoba autonomiczna i samodzielnie myśląca. Przecież już Kant pisał o tym, że „rząd nie potrzebuje jednostek dorosłych”, a współczesny neoliberalizm to system o światopoglądzie skrajnie nie-dorosłym, którego myślą przewodnią jest czysty konsumpcjonizm.

    A.L.: Ten nie-totalitarny system społeczeństw zachodnich, w Pani przekonaniu, infantylizuje nas lawinami dóbr konsumpcyjnych, które Pani nazywa zabawkami. Czy za tym rzeczywiście kryje się jakaś strategia?

S.N.: W społeczeństwach nie-totalitarnych nie znajdziemy oczywiście żadnych gremiów ani rządów, które wydawałyby zarządzenia o strategicznym ogłupianiu narodu w celu zwiększenia popytu na zabawki. Ale większość neoliberałów rzeczywiście ślepo wierzy, że prawdziwym źródłem ludzkiego szczęścia jest konsumpcja, czego wyrazem był popularny przed kilku laty w USA slogan „zwycięża ten, kto zabierze do grobu najwięcej zabawek”. Największym problemem jest powszechna pasywność. Człowieka dorosłego cechuje przede wszystkim aktywność, jej przykładem mogą być pracownicy Facebooka, którzy opuszczają tę firmę, bo nie chcą dłużej wspierać systemu manipulującego i wciągającego w uzależnienie miliony użytkowników. W tym sensie możemy mówić o pewnych strategiach, np. w przypadku wielu firm-gigantów w Krzemowej Dolinie, które z premedytacją pracują nad tym, by uzależnić możliwie dużą liczbę klientów.

    A.L.: Czyli co kilka lat nowy samochód, dwa razy w roku zorganizowany urlop i co jakiś czas najnowszy smartfon to zabawki zdradzające pewną niedojrzałość korzystającego z tych dóbr człowieka?

S.N.: Problem w tym, że nawet, jeśli próbujemy żyć w miarę świadomie i nie dajemy się ogłupić szaleństwu konsumpcji, to pewne mechanizmy, np. planowane ograniczenie żywotności produktu (ang. planned obsolescence) i tak w jakimś stopniu zmuszają nas do brania udziału w tym obłędzie. Kto dziś nie posiada komputera, praktycznie nie bierze udziału w życiu społecznym w pełnym jego wymiarze. Ale komputery są obecnie konstruowane tak, żeby wysiadały w coraz krótszych odstępach czasu. Dlatego nawet ci, którzy nie chcą kupować wciąż nowych wersji jakiegoś produktu, często są do tego po prostu zmuszeni. Jest to system zabójczy dla całej planety, w najnowszym raporcie ONZ-u dotyczącym zmian klimatycznych eksperci biją na alarm i ostrzegają, że jeśli chcemy przetrwać, musimy wycofać się z tej strategii.

    A.L.: Z drugiej strony to nowoczesne społeczeństwo umożliwia nam w niespotykanym dotąd stopniu samorealizację, indywidualny tryb życia, kształcenie się i rozwój kreatywności. Czy w takich warunkach wolny i świadomy człowiek nie staje się z czasem automatycznie dorosły?

S.N.: W żadnym wypadku. Społeczne mechanizmy ujednolicania i standaryzacji tak silnie wciągnęły nas w swoje tryby, że w ogóle nie jesteśmy ich świadomi. Proszę przyjrzeć się podróżnym w pociągu: wszyscy są do siebie podobni, wszyscy siedzą ze wzrokiem wlepionym w swoje małe ekrany. Większości z nich nawet nie przyszłoby do głowy, żeby chociaż na kilka minut oderwać oczy od monitora i zająć się własnymi myślami albo zamienić parę słów z człowiekiem siedzącym obok. Z badań nad mediami społecznościowymi wiemy, że większość kontaktów nawiązujemy tam z osobami myślącymi podobnie, czyli poruszamy się w przestrzeni wzmacniającej jednolitość i standardowe myślenie.

    A.L.: Pisze Pani, że nasza kultura „uczy nas kochać własne zniewolenie”. Ja czuję się w tej kulturze stosunkowo wolny, zwłaszcza, kiedy porównuję moje życie z warunkami, w jakich żyły wszystkie poprzednie pokolenia. Dlaczego, Pani zdaniem, jesteśmy zniewoleni?

S.N.: Systemy totalitarne podporządkowują sobie obywateli, zakuwając ich w kajdany. Społeczeństwa nie-totalitarne też mają swoje kajdany, ale - jak zauważył Rousseau - przyozdabiają je kwiatami. Takie łańcuchy pięknie potem wyglądają i nawet ładnie pachną, tak ładnie, że z czasem zaczynamy je lubić i coraz bardziej wierzymy, że nasza cywilizacja nie może wyglądać inaczej. W społeczeństwie takim jak Niemcy mamy naturalnie wciąż dobrze funkcjonujący system polityczny i socjalny, silne państwo prawa, stabilny system opieki zdrowotnej i wysoki poziom dobrobytu. Powinniśmy jednak te zdobycze wysoko cenić - w neoliberalnym świecie nie są to bynajmniej oczywiste prawa obywatela i musimy stale mieć się na baczności, żeby tych wartości nie utracić. Dotyczy to oczywiście całej Europy, ale także wszystkich porównywalnych społeczeństw na całym świecie.

    A.L.: Jeżeli aktywność i niezależność to warunki szczęśliwego życia, dlaczego dajemy się tak zniewalać?

S.N.: Myślę, że odpowiedź jest dosyć banalna. W naszym złożonym i coraz mniej przejrzystym świecie o wiele łatwiej przyjąć postawę pasywną, niż znaleźć dla siebie przestrzeń działania i możliwości aktywnego udziału w życiu społecznym czy politycznym. Dla wielu mechanizmy rządzące naszą rzeczywistością są stosunkowo anonimowe, nie wiadomo, gdzie i od czego należałoby zacząć. Ale to nie znaczy, że jesteśmy całkowicie bezsilni i nie możemy nic zrobić. Problem w tym, że wszyscy jesteśmy podatni na obietnice tej konsumpcyjnej bajki, a neoliberalny świat umiejętnie wykorzystuje tę skłonność i robi wszystko, by odwrócić naszą uwagę od kwestii naprawdę ważnych.

    A.L.: Kant twierdził, że sami jesteśmy „winni naszej niedojrzałości”. Zgadza się Pani z tym?

SN.: Kant w pierwszym akapicie rozprawy o oświeceniu rzeczywiście pisze o „samozawinionej niedojrzałości” człowieka. W drugim akapicie dodaje jednak, że „nasi opiekunowie nie mają żadnego interesu w tym, byśmy stawali się dorośli”. Dla Kanta „opiekunowie” to rząd, który w XVIII wieku niewiele miał wspólnego z obecną władzą, ale zasadniczo myśl Kanta jak najbardziej opisuje również dzisiejszą neoliberalną rzeczywistość. Częściowo ponosimy oczywiście odpowiedzialność za swoją niedojrzałość; wszyscy w mniejszym lub większym stopniu poddajemy się własnemu lenistwu i bierzemy udział w tej grze, ale ostatecznie to konstrukcja współczesnego społeczeństwa jest główną przyczyną ogłupiania większości z nas.

    A.L.: Nasze społeczeństwo różni się od XVIII-wiecznego także tym, że dysponuje całkowicie nowymi środkami wywierania wpływu. Czy cyfrowe media, w pierwszej linii Internet, są dodatkowym zagrożeniem dla procesu stawania się dorosłym, czy raczej widzi Pani w nich potencjał i szansę?

S.N.: Z cyfrowymi mediami jest tak jak z alkoholem. Jedynie 10 % ludzi spożywających alkohol uzależnia się od niego, dla całej reszty wypicie od czasu do czasu dwóch lampek wina nie stanowi żadnego zagrożenia. Musimy pracować nad rozwijaniem umiejętności rozsądnego korzystania z tych środków, bez uzależniania się od nich. Z pewnością nie jest to łatwe i wymaga wewnętrznej siły. Trudno dziś wyobrazić sobie świat bez Internetu, dlatego musimy nauczyć się korzystać z niego mądrze i z korzyścią dla rozwoju własnej osobowości.

    A.L.: Co to jest „Syndrom Piotrusia Pana”, o którym wspomina Pani w swojej książce?

S.N.: Używam tego określenia w zupełnie innym, diametralnie odwrotnym znaczeniu niż amerykański terapeuta, Dan Kiley, opisujący w latach 80. XX wieku w książce pod tym samym tytułem dorosłych mężczyzn, którzy w wieku lat 60-ciu wciąż zachowują się jak młodzieniaszki. Jak już wspomniałam, w naszej kulturze nikt nie wygłasza komplementów za bycie dorosłym, jest to stan mało popularny, wydaje się szary i nudny, kojarzy się z zastojem i rezygnacją. Taki obraz skutkuje wewnętrznym oporem przed koniecznością dorastania. Staram się ten obraz zwalczać, bierze się on bowiem z wygłaszanych pouczającym tonem życiowych mądrości w stylu „Przestań marzyć i wreszcie dorośnij. Daj spokój z ideałami i bierz to, co jest w zasięgu ręki”. Chciałam stworzyć w książce nowy obraz dorosłości, obraz takiego etapu życia, który może być celem i na który warto się cieszyć.

    A.L.: Czy dorastanie w Pani rozumieniu to także sztuka zachowania czegoś z dziecięcego zachwytu nad wszystkim, co nowe?

S.N.: Nie wiedzę powodów, dla których ta fascynująca zdolność zachwycania się nowymi zjawiskami, którą tak bardzo podziwiamy u dzieci, miałaby być cechą zarezerwowaną dla tego wczesnego okresu życia. Niby dlaczego nad dorosłym miałby wisieć jakiś przymus rozpoznania, że „już wszystko widziałem i nie ma już nic więcej do odkrycia”?

    A.L.: W dzieciństwie najmniejszy drobiazg potrafił wprawić nas w zdumienie. Teraz potrzebujemy stale nowych bodźców i ciągłego zwiększania dawki. Jak się uwolnić z tego błędnego koła?

S.N.: Najważniejszą cechą stanu dorosłości jest sztuka balansowania między dwoma przeciwległymi biegunami ludzkiej egzystencji – rozpoznaniem, jaki jest rzeczywisty obraz otaczającego nas świata i zdolnością wyobrażenia sobie, jak ów świat powinien wyglądać. Jest to sztuka akceptacji zastanej rzeczywistości i jednocześnie pracy nad tym, by małymi krokami zmieniać nasz świat na lepszy.

    A.L.: Czy nie jest to również sztuka opowiedzenia się za jedną z dwóch elementarnych życiowych opcji, o których pisał Erich Fromm – życia w trybie „mieć” albo w trybie „być”?

S.N.: To pytanie nie stało w centrum moich rozważań, ale odwołam się tutaj do cytatu Bertolda Brechta: „Najpierw jest żarcie, potem moralność”, czyli „Kto marznie i głoduje, nie jest w stanie zastanawiać się nad kwestiami moralnymi”. Ale w momencie, gdy wszystkie elementarne potrzeby są zaspokojone, szukamy ideałów i odnosimy się do wyższych wartości – nawet jeśli takie podejście nie jest dziś w modzie. Najważniejszym zadaniem i prawdziwym sensem w życiu dorosłego człowieka jest chyba nieustanne poszukiwanie stanu równowagi między tym, jak jest, a tym, jak być powinno.



Susan Neiman , amerykańska filozofka, ur. 1955r. w Atlancie, studiowała w Berlinie i w Harvardzie, nauczała na uniwersytetach w Yale i Tel Aviv. Od 2000 r. jest dyrektorką Forum Einsteina w Poczdamie. Autorka wielu pozycji naukowych i popularno-naukowych, m.in. "Moral Clairty. A Guide for grown up Idealists", "Why Grow Up? Subversive Thoughts for an Infantile Age", "Evil in Modern Thought: An Alternative History of Philosophy", "The Unity of Reason: Rereading Kant".





Racje - strona główna
Strona "Sapere Aude"