[ Strona główna ]

RACJE

numer 3

CZERWIEC 2020


Remy Debes

HISTORIA LUDZKIEJ GODNOŚCI

O zagmatwanych początkach idei godności


W społeczeństwie zachodnim koncepcja ludzkiej godności zajmuje szczególną pozycję. Godność rozumiana jest jako coś w rodzaju przyrodzonej i niezbywalnej wartości, którą wszyscy ludzie posiadają w jednakowy sposób, co czyni ją moralną podstawą praw człowieka. Z tego samego powodu zwykle stanowi granicę dopuszczalnego sporu o dobro, prawo lub sprawiedliwość. Odrzucenie idei ludzkiej godności jest nieakceptowalnym przekroczeniem granic, a obrona godności jest celem wielu naszych działań. Gwałtownie protestujemy, gdy uważamy, że godność jest fundamentalnie zagrożona. Oburzamy się, gdy usłyszymy, że została zdeptana, wyśmiana lub naruszona, i wstydzimy się, ilekroć uważamy się za współwinnych jej naruszenia, nawet pośrednio, kiedy na przykład dowiemy się, że nasi żołnierze torturowali swoich więźniów lub że przywódca polityczny, na którego głosowaliśmy, ma sympatie rasistowskie. Krótko mówiąc, używając języka Johna Rawlsa, ludzka godność jest jednym z najbardziej wyraźnych punktów „overlaping consensus” („części wspólnej”) w dzisiejszej kulturze zachodniej - i być może we wszystkich kulturach.

Ale ta fundamentalna dla zachodniej moralności idea jest bardzo świeżej daty - przynajmniej w tym znaczeniu, jakie nadaje jej się dziś. Do około 1850 r. angielski termin „godność” - podobnie jak jego łaciński rdzeń „dignitas” i jego francuski odpowiednik „dignité” - nie oznaczał „przyrodzonej i niezbywalnej wartości”. W tamtej epoce „godność” kojarzyła się z zasługami i była wyrazem nierówności: termin „godność” stosowany był do oznaczenia statusu społecznego, związanego ze szlachectwem, władzą, posiadaniem … lub pozycją wewnątrz kościoła.

Termin „godność” nie pojawia się nigdzie w amerykańskiej deklaracji niepodległości. Nie ma go także w Konstytucji Stanów Zjednoczonych. Podczas rewolucji francuskiej nikt nie intonował: „Liberté, égalité… dignité!”. A dziewiętnastowieczni angielscy abolicjoniści, którzy przyczynili się do zniesienia niewolnictwa na Zachodzie, nie pisali przemówień ani nie drukowali broszur potępiających ludzką niewolę w imię „godności” - w każdym razie nie w tym znaczeniu, w jakim rozumiemy ten termin dzisiaj. Pierwsze oficjalne użycie tego terminu we współczesnym znaczeniu nie pojawiało się w żadnych ważnych deklaracjach politycznych aż do konstytucji meksykańskiej z 1917 r., a nawet wtedy nie oznaczało „przyrodzonej i niezbywalnej wartości przysługującej każdemu człowiekowi”. To moralne znaczenie pojawiło się dopiero w 1948 r., kiedy ONZ ratyfikowało Powszechną Deklarację Praw Człowieka i użyło tego terminu dwukrotnie w preambule deklaracji, aby uzasadnić przyjęte w niej prawa.

Skłania to do zadania dwóch pytań: Jak to się stało, że zaczęto stosować termin „godność”, nadając mu znaczenie moralne? Z drugiej strony, nawet jeśli termin „godność” nie miał moralnej konotacji aż do ok. 1850 r. lub później, to czy jest możliwe, aby pojęcie to funkcjonowało wcześniej, pod inną nazwą?

Kilka lat temu postanowiłem odpowiedzieć na te pytania. We współpracy z innymi badaczami opublikowałem pierwszą pracę poświęconą historii tego pojęcia. Nie będę tutaj omawiał wszystkich problemów zawartych w tej pracy, ale zwrócę uwagę na pewien ciekawy wątek.

Jeden z tropów w poszukiwaniu pochodzenia idei godności wiedzie do wybitnego niemieckiego filozofa Immanuela Kanta, który nadał nowe znaczenie pojęciu godności, gdy w 1785 r. wyjaśniał swoją fundamentalną zasadę moralną, nazwaną „imperatywem kategorycznym” w następujący sposób:

Postępuj tak, byś człowieczeństwa tak w twej osobie, jako też w osobie każdego innego, używał zawsze jako celu, nigdy zaś jako środka”.

Argumentacja Kanta, dlaczego nigdy nie powinniśmy traktować innego człowieka jako „środka”, jest skomplikowana, ale w pewnej części opiera się na twierdzeniu, że ludzie nie mają „ceny”. Przeciwnie, twierdzi Kant, osoby ludzkie są „bezcenne”, bowiem:

Cokolwiek ma cenę, można to zastąpić czymś innym jako jej odpowiednikiem; z drugiej strony, cokolwiek jest bezcenne, a zatem nie ma swojego ekwiwalentu, ma „Würde” (pol. „godność”).

Niestety, to nie takie proste. W badaniach dotyczących pochodzenia naszej współczesnej koncepcji godności, powyższe jest w najlepszym razie po prostu relacją historyczną. Myśli Kanta o wartości, jaką jest człowieczeństwo, wpłynęły oczywiście na wielu filozofów moralnych i politycznych z końca XX wieku. Żadna praca poświęcona rozumieniu ludzkiej godności nie byłaby kompletna bez uwzględnienia wpływu Kanta. Jednak, jeśli chodzi o pojawienie się pojęcia godności i tego, jak ta koncepcja przekształciła się we współczesny termin „godność”, opowieść o kantowskich źródłach tego pojęcia nie wystarcza.

Zaraz, zaraz – ale czy nie powiedziałem wcześniej, że przed 1850 r. termin „godność” nie oznaczał „niezbywalnej wartości każdej osoby”? Tak. Ale to tylko oznacza, że przed 1850 r. takie użycie nie było ustalone. Jest to zgodne ze stwierdzeniem, że przed 1850 rokiem nastąpiły pewne zmiany w rozumieniu tego terminu, i odpowiednio, że istniała już pewna koncepcja „niezbywalnej wartości osób”. Zmiany te zauważamy jeszcze przed 1785 r. rokiem, w którym Kant opublikował swoje przełomowe dzieło w dziedzinie etyki.

Dowody na to można znaleźć, przeglądając słowniki z tamtych czasów. Na przykład Słownik Samuela Johnsona z 1755 r. pokazuje przesunięcie znaczenia terminu „godność” w kierunku „niezbywalnej wartości”. Przyjrzyjmy się dwóm definicjom „równości” Johnsona:

1. Podobieństwo pod względem porównywanych cech.

2. Ten sam stopień godności.

Biorąc pod uwagę zakres egalitarnej agitacji w różnych dziedzinach kultury europejskiej w połowie XVIII wieku, jest to niezwykła definicja. Po pierwsze zasugerowanie, że prawdziwa równość oznacza równą godność, jest podważeniem dominującego wówczas użycia terminu „godności”, ukazującego dystans istniejący między szlachtą a zwykłymi ludźmi. Potwierdza to przykład wybrany przez Johnsona dla zilustrowania drugiej wspomnianej wyżej definicji „tego samego stopnia godności”:

Aż wstanie jeden z sercem pełnym pychy, którego równość dobra nie ucieszy i stan braterstwa; ów niezasłużoną Władzę nad braćmi przywłaszczy (z Miltona)

Albo rozważmy inny przykład użyty przez Johnsona, tym razem dla zilustrowania definicji „człowieka” jako „istoty ludzkiej”:

Król jest tylko człowiekiem takim, jak ja. (z Szekspira)

W czasach, w których poglądy o boskim pochodzeniu prawa i jego panowaniu były powszechnie podzielane, a słowniki i encyklopedie stały się tajnymi środkami wyrażania przeciwnych idei, zdecydowanie coś przeoczymy, jeśli odrzucimy przyjęte przez Johnsona przykłady jako nieistotne politycznie i filozoficznie. Proponuję, by uznać, że dokonane przez niego wybory cytatów z literatury pokazują, w jaki sposób doszliśmy do powszechnego dziś, etycznego rozumienia pojęcia godności.

Weźmy pod uwagę także to: już w 1760 r. Kant napisał, że w kwestii wartości człowieczeństwa zainspirował go Rousseau: „Rousseau otworzył mi oczy w tej kwestii” - pisał Kant, dodając, że nauczył się od Rousseau „szanować ludzkość”. Dług ten jest obecnie powszechnie doceniany przez badaczy Kanta. Ale istnieją również dowody na inne pochodzenie przedkantowskiego, etycznego rozumienia pojęcia godności. Na przykład Denis Diderot, rodak Rousseau, jak pokazuję we wspomnianej pracy poświęconej historii pojęcia, przedstawił własną definicję godności. Jeden ze współautorów wspomnianej pracy, Stephen Darwall, pokazuje, że przed oboma myślicielami był siedemnastowieczny badacz idei prawa naturalnego, Samuel Pufendorf, który użył terminu godność, pisząc:

Wydaje się, że jest coś z godności (dignatio) w słowie człowiek: bo przecież ostatecznym i najbardziej skutecznym argumentem ograniczającym agresję obrażających nas ludzi jest zazwyczaj: nie jestem psem, ale człowiekiem tak samo jak ty sam.”

Po 1806 roku nazwisko Kanta praktycznie na dziesięciolecia zniknęło z angielskich periodyków, a do nielicznych tłumaczeń dzieł Kanta rzadko zaglądano. Jego filozofii praktycznej szczególnie trudno było znaleźć drogę do angielskiego odbiorcy. Dotyczy to przede wszystkim „Uzasadnienia metafizyki moralności”, pracy, w której Kant przedstawił swoje słynne tezy o godności. Książkę przetłumaczono na język angielski i wydano dopiero w 1836 roku. Także to tłumaczenie nie było powszechnie dostępne. Dopiero w 1869 roku pojawiło się poprawione wydanie Szkota, Henry'ego Calderwooda, „za jedną trzecią oryginalnej ceny”. Ciekawe, że w pierwszej połowie dziewiętnastego wieku Kant cieszył się naukowym zainteresowaniem głównie w Szkocji, gdzie uwagę przyciągała przede wszystkim jego filozofia teoretyczna. Podsumowując, niezależnie od tego, jaki był wpływ Kanta na filozofię moralną w krajach anglojęzycznych, nie mówiąc już o koncepcji szacunku w ogóle, stało się to dopiero około roku 1870, jeśli nie później.

Podsumowując: najwyższy czas prześledzić, w jaki sposób Zachód przyjął pojęcie ludzkiej godności, i zapytać, co ono tak naprawdę oznacza. Być może, podobnie jak odkrywamy historię jego pojawienia się w myśli Zachodu, odkryjemy, że wciąż wiele można powiedzieć o tym, na czym polega ta najbardziej fundamentalna, powszechnie podzielana przez ludzi wartość.

Tłumaczyła Halina Postek




Remy Debes jest profesorem filozofii na University of Memphis. Jego zainteresowania badawcze obejmują etykę, psychologię moralną i historię filozofii oświecenia. Przedstawiony esej jest oparty na pracy: Dignity: A History (Oxford University Press, 2017).








Racje - strona główna
Strona "Sapere Aude"