[ Strona główna ]

RACJE

numer 4

Październik 2020


Theodore Schick

CZY KONIEC NAUKI


Zaprzeczanie pandemii, protesty przeciwko restrykcjom i ostentacyjne podważanie lub wręcz wyśmiewanie autorytetów naukowych potwierdza postępującą od kilku dekad utratę zaufania do nauki? Dlaczego tak wiele osób uważa naukę raczej za spisek lub upadłą ideologię niż epistemologiczny ideał? Czy nauka zasługuje na taką opinię?

Dobrych parę lat temu brałem udział w dwudziestej piątej dorocznej konferencji noblowskiej, jedynej organizowanej pod auspicjami Fundacji Alfreda Nobla poza Szwecją i Norwegią. Uczestnicy kongresu poszukiwali odpowiedzi na pytanie, które organizatorzy uczynili tematem obrad: "Czy koniec nauki? To samo pytanie postawił w tytule swej niedawno opublikowanej książki, John Horgan, jeden z najpoważniejszych autorów Scientific American. Ani w jednym, ani w drugim przypadku nie chodziło jednak o zbliżające się, ostateczne rozwiązanie naukowych problemów, lecz o kres nauki jako takiej. Inspiracją obu przedsięwzięć było szerzące się dziś przekonanie, wedle którego nauka nie jest już królewską drogą do prawdy. Nauce zarzuca się dzisiaj, że jest raczej spiskiem lub ideologią niż metodologią, a ci, którzy tak sądzą kwestionują jej roszczenia do wyjątkowej roli w realizacji ludzkiego dążenia do poznania rzeczywistości. Nikt nie wyraził tego poglądu dobitniej niż filozof nauki Paul Feyerabend:

"Nauka jest znacznie bliższa mitologii, niż akademiccy filozofowie skłonni są przyznać. Myślenie naukowe to tylko jedna z wielu wypracowanych przez człowieka form myślenia i wcale niekoniecznie najlepsza. Nauka jest hałaśliwa, efekciarska i bezczelna, a jej naturalną wyższość uznają tylko ci, którzy już wcześniej opowiedzieli się za pewną ideologią lub ci, którzy ją bezkrytycznie przyjęli, nie zastanawiając się nad jej przewagami i ograniczeniami. Ponieważ jednak decyzję o przyjęciu, bądź odrzuceniu jakiejś ideologii trzeba pozostawić jednostce, po rozdziale kościoła od państwa powinien nastąpić rozdział państwa od nauki - tej najmłodszej, najbardziej agresywnej i dogmatycznej religijnej instytucji. Oddzielenie państwa od nauki może być naszą jedyną szansą na osiągnięcie takiego poziomu rozwoju człowieczeństwa, którego nie potrafiliśmy dotąd osiągnąć, choć leży on w granicach naszych możliwości (Feyerabend) 1975, 295).

Według Feyerabenda nauka jest religią, gdyż opiera się na dogmatach, których nie podobna racjonalnie uzasadnić, z czego z kolei wynika, że do jej przyjęcia potrzebna jest wiara. Jeśli nauczanie religii w szkołach publicznych nie jest sprawą rządu, nie jest nią również kształcenie w zakresie nauk. W prawdziwie demokratycznym społeczeństwie, ludzie mieliby taką samą wolność wyboru filozofii poznania jak partii politycznej.

Sheldon Glashow, fizyk i laureat nagrody Nobla podjął na konferencji próbę przeciwstawienia się tego rodzaju twierdzeniom. W jego wystąpieniu znalazło się, między innymi, takie oto "kosmiczne wyznanie wiary": "Wierzymy, że świat jest poznawalny, że istnieją proste reguły rządzące zachowaniem materii i ewolucją wszechświata ... (oraz że) każda inteligentna istota, bez względu na to, w jakiej żyje części wszechświata, musi stosować te same logiczne reguły myślenia do wyjaśnienia struktury protonu lub natury gwiazd supernowych. Tego twierdzenia nie potrafię ani udowodnić, ani uzasadnić - taka jest moja wiara" W ten sposób Glashow, zamiast obalić twierdzenia Feyerabenda w istocie udzielił im poparcia. Przyznał mianowicie, że jego przekonanie o obiektywności poznania naukowego jest sprawą wiary. Oto dlaczego akcje nauki i naukowców tak gwałtownie spadły w ostatnich latach.

Ignorancja naukowców w zakresie filozoficznych podstaw ich działalności nie pozostała niezauważona. Sir Peter Medavar, biolog i laureat nagrody Nobla skomentował ją w następujący sposób: "Zapytajcie naukowca, na czym, jego zdaniem, polega metoda naukowa, a przekonacie się, że na jego twarzy odmaluje się uroczysta powaga i zakłopotanie; powaga, ponieważ nasz naukowiec czuje, że powinien w tej sprawie wyrazić opinię; zakłopotanie, ponieważ zastanawia się jak ukryć fakt, że takiej opinii nie ma. Naukowcy to ludek filozoficznie naiwny. Naiwność ta pociąga jednak za sobą pewne koszty. Ponieważ większość naukowców nie potrafi uzasadnić stosowanej przez nich metodologii, twierdzenia Feyerabenda pozostały w dużym stopniu bez odpowiedzi. Umocniło to sławę uczonego – tak na uniwersytetach, jak i w społeczeństwie i - co łatwo udowodnić - doprowadziło nie tylko do wzrostu popularności pseudonauki i religijnego fundamentalizmu, ale również do ograniczenia funduszy na badania naukowe i zmniejszenia się liczby naukowych etatów. Fizycy, T. Theocharis i M. Psimopoulos uskarżają się na tę sytuację w artykule "Gdzie nauka popełniła błąd?":

"Utraciwszy monopol na produkcję wiedzy, naukowcy utracili również uprzywilejowaną pozycję w społeczeństwie. W rezultacie zapłata dla twórców, uznawanych dziś za efemeryczne i niepotrzebne, teorii naukowych kurczy się wraz z obniżaniem się statusu i wartości ich pracy oraz z malejącymi ambicjami świata nauki. (Theocharis i Psimopoulos 1987, 595).

Wzrost popularności poglądów Feyerabenda na naukę jest ich zdaniem "podstawową a jednocześnie najmniej rozpoznaną przyczyną" okrojenia środków na badania naukowe, z którym mamy do czynienia w świecie Zachodu. Niech więc nikt nam nie mówi, że filozofia nie ma praktycznego znaczenia. Jeśli Theocharis i Psimopoulos mają rację, to właśnie filozofia doprowadziła do tego, że wielu naukowców straciło ostatnio pracę.

Feyerabend głosił niegdyś, że uczeni "mają więcej pieniędzy, więcej władzy i więcej sex appealu niż na to zasługują, oraz że najgłupsze procedury i najbardziej nawet śmiechu warte wyniki na polu nauki otoczone są aurą doskonałości. Nadszedł już czas, by obniżyć liczbę pracowników nauki i przydzielić im skromniejszą pozycję w społeczeństwie (Feyerabend 1975, 304). Jak się zdaje tyle właśnie udało mu się osiągnąć.

Jak do tego doszło? Dlaczego nauka w coraz większym stopniu uważana jest za upadłą ideologię, a nie epistemologiczny ideał? Przyjrzyjmy się bliżej argumentom leżącym u podstaw zajmowanego przez Feyerabenda stanowiska.

Popper, indukcja i falsyfikowalność

Za ironię losu uznać trzeba, że jedną z osób w największym stopniu odpowiedzialnych za upadek prestiżu nauki jest człowiek, który żywił głębokie przekonanie o jej wyższości: Sir Karl Popper. Chociaż Popper uważał, że teorie naukowe są lepsze niż nienaukowe, to jednocześnie twierdził, że klasyczna, indukcyjna koncepcja nauki była błędna.

Według indukcjonizmu metoda naukowa składa się z trzech kroków: (1) obserwacji, (2) wyprowadzenia i sformułowania hipotezy, (3) potwierdzenia hipotezy przez dodatkowe obserwacje i doświadczenia. Popper kwestionował wszystkie trzy kroki, ponieważ jego zdaniem naukowcy ich nie przestrzegają i nie mogą przestrzegać.

Popper uznał, że pogląd, wedle którego badanie naukowe zaczyna się od obserwacji jest nonsensem. W tej sprawie pisał tak:

Przed dwudziestu pięciu laty próbowałem wyjaśnić ten problem grupie studentów w Wiedniu. W tym celu rozpocząłem wykład od następującej instrukcji: "Proszę wziąć papier i ołówek; starannie obserwować i zapisać to, co zaobserwujecie". Studenci zapytali oczywiście, co właściwie mieli obserwować. Najwyraźniej instrukcja "obserwujcie" wydała im się absurdalna. (Nie jest nawet idiomatyczna, chyba że dopełnienie czasownika przechodniego nasuwa się jako oczywiste). Obserwacja jest zawsze wybiórcza. Wymaga wyboru przedmiotu, określenia zadania, ukierunkowanego zainteresowania, punktu widzenia, postawienia problemu (Popper 1965, 46).

Według Poppera, pierwszym krokiem w postępowaniu badawczym jest sformułowanie hipotezy. Bez hipotezy naukowcy nie potrafiliby odróżnić danych istotnych od nieistotnych.

Popper nie zgadzał się również z poglądem, że indukcję enumeracyjną stosuje się do wygenerowania naukowej hipotezy. Wiele teorii, takich jak teoria budowy atomu, teoria genetyczna lub teoria grawitacji, postuluje istnienie bytów lub sił, których nie znajdziemy wśród zebranych przez naukowców danych - nie mogą zatem być wywiedzione w drodze indukcji enumeracyjnej.

W końcu, Popper stwierdził, że żadne uniwersalne generalizacje nie mogą być konkluzywnie potwierdzone, gdyż nigdy nie możemy być pewni, że w badaniu uwzględniliśmy wszystkie istotne dane. Zawsze wszak istnieje prawdopodobieństwo, że odkryjemy coś, co obali najlepiej nawet ugruntowaną teorię. Z tego względu Popper rozumiał naukę jako postępowanie nastawione raczej na falsyfikację niż weryfikację hipotez. Uważał też, znajdowanie dowodów potwierdzających teorie jest o wiele za łatwe (Popper 1990, 104-10).

Podstawową trudność indukcjonizmu, jako pierwszy, wskazał jednak nie Popper, a osiemnastowieczny przedstawiciel empiryzmu angielskiego, David Hume. Hume zauważył, że indukcja enumeracyjna zakłada, iż przyszłość będzie podobna do przeszłości. Założenie to nie może być dowiedzione dedukcyjnie, gdyż nie sposób go wywieść z jakichś oczywistych prawd; nie można go również dowieść indukcyjnie, gdyż oznaczałoby to uznanie wstępnych założeń, które dopiero mają być udowodnione. Tak więc, jeśli nauka opiera się na metodzie indukcyjnej, to opiera się na dogmacie - a jeśli opiera się na dogmacie to znaczy, że postępowanie naukowe nie jest w pełni racjonalne. Mogłoby to oznaczać, że w poglądach Feyerabenda jest coś więcej niż szczególna, antynaukowa poza.

Popperowskie rozumienie nauki jako dążenia do falsyfikacji, a nie weryfikacji hipotez, umożliwiło mu - jak sądził - ominięcie problemów metody indukcyjnej oraz odróżnienie prawdziwej nauki od pseudonauki. Pomyślny wynik doświadczenia nie oznacza koniecznie prawdziwości badanej hipotezy. Z drugiej strony jednak niepowodzenie doświadczenia nie oznacza koniecznie jej fałszywości. Jeśli więc spojrzymy na naukę jako na poszukiwanie sposobów odrzucenia, a nie potwierdzenia hipotez i teorii, trudności metody indukcyjnej znikają, a cechą charakterystyczną teorii naukowej staje się jej falsyfikowalność. Stąd bierze się słynne Popperowskie kryterium demarkacji: dana teoria jest naukowa, jeśli jest falsyfikowalna. Jeśli nie ma możliwości przeprowadzenia obserwacji, która mogłaby świadczyć przeciwko teorii, to takiej teorii nie można uznać za naukową.

Już wkrótce jednak zrozumiano, że konkluzywna falsyfikacja hipotezy jest tak samo niemożliwa jak jej weryfikacja, gdyż żadna hipoteza nie może być testowana w izolacji. Fizyk-filozof Pierre Duhem oraz logik Willard Van Orman Quine przekonująco wykazali, że hipotezy mają testowalne konsekwencje tylko w kontekście pewnych założeń wyjściowych. Jeśli doświadczenie nie potwierdzi jakiejś hipotezy, można jej w dalszym ciągu bronić przez odrzucenie jednego lub więcej założeń wyjściowych.

Co gorsza kryterium demarkacji Poppera jest o wiele za słabe, by w oparciu o nie można było odróżnić naukę od pseudonauki. Według Poppera daną teorię można uznać za naukową, jeśli istnieje taka możliwa sytuacja, której wystąpienie mogłoby obalić tę teorię. Według tego kryterium astrologia, kreacjonizm i teoria rozwoju planetarnego Immanuela Velikowskiego, to teorie naukowe, gdyż możliwe jest wykazanie fałszywości wynikających z nich wniosków. Dlatego kryterium demarkacji Poppera należy uznać za zbyt pojemne; pozwala ono przyznać status naukowości teoriom, które nie wydają się na ten honor zasługiwać.

Tak więc znaleźliśmy się w impasie. Nie potrafimy dowieść wyższości nauki rozumianej jako dążenie do weryfikacji teorii w drodze indukcji, nie potrafimy także udowodnić wyższości nauki, jako poszukiwania sposobów falsyfikacji teorii w drodze dedukcji. Może w takim razie rację ma Feyerabend, gdy twierdzi, że nie sposób dowieść wyższości metody naukowej.

Kuhn, paradygmaty i relatywizm

Filozof nauki Thomas Kuhn i Paul Feyerabend twierdzą, że obiektywność metody naukowej nie może być dowiedziona ani w postępowaniu weryfikacyjnym, ani w falsyfikacyjnym, ponieważ oba podejścia zakładają niezależność danych obserwacyjnych od teorii. Ich zdaniem, w rzeczywistości rzeczy mają się całkiem inaczej: Wszelka obserwacja jest obciążona teorią, ponieważ każdym akcie percepcji obecny jest element konceptualizacji. Ponieważ każda teoria wytwarza własne dane obserwacyjne, nie istnieją dane neutralne, których można by użyć do rozsądzenia między konkurującymi między sobą teoriami. W rezultacie teorie okazują się być "niewspółmierne".

Kuhn i Feyerabend uważają, że nauka to przede wszystkim rozwiązywanie zagadek. Zasady rozwiązywania jakiejś grupy zagadek są zawarte w "paradygmacie". To paradygmat określa, jakie typy zagadek warte są rozwiązywania i przy pomocy jakich metod można je rozwiązać. Od czasu do czasu jednak pojawiają się takie zagadki, czy też "anomalie", które nie mogą być rozwiązane w ramach przyjętego paradygmatu. Gdy dysonans poznawczy wywołany przez ten typ zagadek staje się zbyt dolegliwy, społeczność naukowa przeprowadza "zmianę paradygmatu". Kuhn opisuje skutki zmiany paradygmatu w następujący sposób:

"Badając archiwa badań naukowych z punktu widzenia współczesnej historiografii, historyk nauki może odczuć pokusę, by zawołać, że wraz ze zmianą paradygmatu zmienia się świat cały. Kierujący się nowym paradygmatem uczeni stosują nowe instrumenty i kierują swą uwagę w nowe miejsca. Co ważniejsze, podczas rewolucji naukowej, badacze dostrzegają nowe i różne rzeczy przy użyciu znanych wcześniej narzędzi w miejscach, które badali wcześniej. To tak jakby cała społeczność uczonych została nagle przeniesiona na inną planetę, gdzie znane wcześniej przedmioty widziane są w innym świetle, i gdzie pojawiają się również całkiem nowe przedmioty. Oczywiście w rzeczywistości zmiany nie wyglądają dokładnie tak. Nikt nie przeprowadza geograficznej transplantacji; poza laboratorium sprawy biegną zwykłym trybem. Niemniej jednak zmiany paradygmatu sprawiają, że naukowcy inaczej widzą świat w obszarze prowadzonych przez siebie badań. O tyle jednak, o ile ich stosunek do tego świata kształtuje się przez to co robią i widzą, możemy powiedzieć, że po rewolucji świat, w którym żyją i działają naukowcy jest inny (Kuhn 1970, 111).

W pojęciu Kuhna naukowcy nie odkrywają natury rzeczywistości - oni ją tworzą. Nie ma niczego takiego, jak jeden sposób istnienia świata, ponieważ każdy paradygmat tworzy swój własny świat. Łatwo dostrzec, dlaczego takie poglądy rodzą pytania o koniec nauki. Jeśli nie istnieje prawda przez duże "P", nie ma oczywiście sensu twierdzić, że naukowcy mają na nią monopol.

Po to, by odpowiedzieć na pytanie, czy powinniśmy przyjąć ten pogląd na naukę, trzeba zbadać jego implikacje.

Jeśli zatem to, co dostrzegamy rzeczywiście zdeterminowane jest przez przyjęty paradygmat, to w takim razie powinno być niemożliwe dostrzeżenie czegokolwiek, co do tego paradygmatu nie pasuje. Jeśli jednak nie potrafimy dostrzec niczego, co nie pasuje do paradygmatu, to niemożliwe jest występowanie jakichkolwiek anomalii. Konsekwentnie, jeśli niemożliwe jest występowanie anomalii, nie mogą zachodzić żadne, będące ich skutkiem zmiany paradygmatu. Tak więc, jeśli przyjmiemy głoszoną przez Kuhna i Feyerabenda teorię percepcji, odrzucić musimy ich wizję historii nauki.

Ponadto najnowsze badania z zakresu neurofizjologii pokazują, że istnieją takie formy percepcji, które nie obejmują konceptualizacji. Psycholog Edward Hundert wyjaśnia:

"Jeśli ktoś dozna uszkodzenia pierwotnej kory wzrokowej (powiedzmy na skutek rozwijającego się w mózgu guza) to traci on wzrok. Osoby takie stają się niemal całkiem niewidome. Jeśli jednak uszkodzenie obejmie tylko wtórną lub trzeciorzędową korę wzrokową, chorzy przejawiają zaburzenia określane jako agnozja wzrokowa. W tym stanie ostrość widzenia jest normalna (chory potrafi prawidłowo nazwać literę "E" na tablicy badania ostrości widzenia), chorzy jednak nie potrafią zidentyfikować, nazwać, lub dopasować do siebie nawet najprostszych przedmiotów znajdujących się w ich polu widzenia.... ten model w języku psychologii potwierdza funkcjonalne rozróżnienie między "percepcją" (analizą danych wejściowych) a "poznaniem" (centralnym przetwarzaniem danych)....

Łatwo zauważyć ewolucyjną korzyść tego schematu "wstępującej" analizy danych wejściowych; gdyby nasze drogi aferentne były połączone bezpośrednio z centralnym układem nerwowym, spędzalibyśmy większość czasu widząc (słysząc etc.) świat tak jak go pamiętamy, świat w jaki wierzymy lub świat, którego się spodziewamy. Zdolność do rozpoznania nowości, nieoczekiwanego bodźca, niesie ze sobą nadzwyczaj oczywiste ewolucyjne korzyści, a możliwa jest dzięki odseparowaniu dróg aferentnych od centralnego układu nerwowego przez "nieinteligentne" analizatory danych wejściowych (Hundert 1987, 413, 420 -21).

Wyniki neurofizjologicznych badań sugerują, że nie każdy akt obserwacji jest obciążony teorią. Dzięki badaniom wyróżnić możemy dwa rodzaje zachowań obserwacyjnych: rozróżnianie i rozpoznawanie. Rozpoznawanie może mieć charakter pojęciowy, rozróżnianie jednak nie wymaga obecności pojęć - gdyby wymagało nie bylibyśmy zdolni do zauważenia niczego nowego.

W końcu, gdyby wszelkie badania naukowe prowadzone były w ramach paradygmatu, to dotyczyłoby to w sposób konieczny badań Kuhna i Feyerabenda. Jeśli jednak ich badania były prowadzone w ramach jakiegoś paradygmatu, ich wyniki nie mogą być uznane za uniwersalnie prawdziwe. Dlatego o spostrzeżeniach Kuhna możemy powiedzieć to, co Feyerabend powiedział o nauce w ogólności, to znaczy, "że jej naturalną wyższość uznają tylko ci, którzy już wcześniej opowiedzieli się za pewną ideologią". Dlatego najlepszą odpowiedzią, jakiej można by udzielić zwolennikom Kuhna i Feyerabenda jest ta, którą filozof Alan Garfinkle kieruje do relatywistów w swoim nauczaniu filozofii: "Być może nie przychodzicie stamtąd, skąd ja przychodzę, wiem jednak, że dla mnie relatywizm jest nieprawdziwy (cytowane w Putnam 1981, 119).

Wiele jeszcze można by powiedzieć na ten temat. Ważne jednak, by zdać sobie sprawę, że uczeni, którym stawia się zarzuty takie jak te, które wysuwali Kuhn i Feyerabend nie muszą uciekać się do ogłaszania swego „wyznania wiary”.

Nauka, uzasadnienie i przekonanie

Czy nauka może być uznana za najlepszy sposób nabywania wiedzy? Tak, może. Pod warunkiem jednak, że potrafi udowodnić, iż prawdopodobieństwo wytworzenia przez nią dobrze uzasadnionych przekonań jest wyższe niż w przypadku innych metodologii. Tak więc rzeczywiście ważne rozstrzygnięcie nie dotyczy tego, czy dane przekonanie ma naukowe, czy też pseudonaukowe pochodzenie, ale tego czy jest dobrze, czy niedobrze uzasadnione.

Nasz wiara w prawdziwość twierdzeń usprawiedliwiona jest wtedy, gdy dostarczają one najlepszego wyjaśnienia danych doświadczenia. Nauka jest doskonalsza niż inne metody zdobywania wiedzy, ponieważ zazwyczaj przynosi lepsze wyjaśnienia. Wartość wyjaśnienia określona jest przez zakres wynikającego zeń rozumienia, a zakres rozumienia określony jest przez stopień w jakim systematyzuje ono i unifikuje naszą wiedzę. Zakres, w jakim wyjaśnienie pełni tę rolę może być określony przez odwołanie się do różnych kryteriów adekwatności, takich jak prostota, zasięg, konserwatyzm i płodność. Nikt nie chce wyznawać nieuzasadnionych przekonań. Problem polega na tym, że większość z nas nigdy nie uczy się, na czym polega różnica między dobrym i niedobrym wyjaśnieniem. W rezultacie, zupełnie bez powodu, wierzymy w różne dziwaczne i nieprawdopodobne rzeczy.

Czy nauka rzeczywiście nieuchronnie dobiega swego kresu? Niekoniecznie. Jeśli jednak naukowcy nie nauczą się filozofii, ich obrona nauki brzmieć będzie nieprzekonująco. Dokąd nasz system edukacyjny nie skoncentruje się w większym stopniu na nauczaniu tego, jak myśleć, a nie co myśleć, dotąd ludzie będą coraz bardziej łatwowierni. Naukowcy i wychowawcy powinni zrozumieć, że człowiekiem wykształconym nie jest ten, który potrafi odpowiedzieć na pytanie, ale ten, który potrafi postawić odpowiedź pod znakiem zapytania. W naszej epoce szybko zmieniających się informacji, wiedza o tym jak odróżnić prawdę od fałszu jest ważniejsza od wiedzy o tym, co niegdyś za prawdę lub fałsz uznawano.

Tylko ci, którzy rozumieją różnicę między dobrze i źle uzasadnionym przekonaniem, potrafią naprawdę docenić wartość naukowych dociekań.

Tłumaczył Andrzej Dominiczak



Bibliografia

Feyerabend, Paul. 1975. Against Method. London: Verso. •Glashow, Sheldon. 1989. We believe that the world is knowable. New York Times, October 22. •Horgan, John. 1996. The End of Science. Reading, Mass.: Addison-Wesley. •Hundert, Edward. 1987. Can neuroscience contribute to philosophy? In Mindwaves, edited by Colin Blakemore and Susan Greenfield. Oxford: Basil Blackwell. •Kuhn, Thomas S. 1970. The Structure of Scientific Revolutions. Chicago: University of Chicago Press. •Popper, Karl. 1965. Conjectures and Refutations: The Growth of Scientific Knowledge. New York: Basic Books, Inc.. 1990. Science: conjectures and refutations. In Philosophy of Science and the Occult, edited by Patrick Grim. Albany: State University of New York Press. •Putnam, Hilary. 1981. Reason, Truth, and History. Cambridge: Cambridge University Press. •Theocharis, T. and M. Psimopoulos. 1987. Where science has gone wrong. Nature 329 (October).


Theodore Schick Jr. jest profesorem filozofii w Muhlenburg College, PA współautorem (z Lewisem Vaughn) "Jak myśleć o rzeczach dziwacznych". Studiował na Uniwersytecie harwardzkim, a tytuł doktora uzyskał w Brown University. Opublikował wiele artykułów z zakresu epistemologii, filozofii nauki, filozofii myślenia i etyki, publikowanych w pismach takich jak: Skeptic, International Philosophical Quarterly, Philosophy and Phenomenological Research, Idealistic Studies, Thought, The Journal of Speculative Philosophy, The Journal of Aesthetic Education, and Dialog.






Racje - strona główna
Strona "Sapere Aude"