[ Strona główna ]

RACJE

numer 4

Październik 2020


Morton Hunt

BIOLOGICZNE KORZENIE RELIGII


Dlaczego ateiści różnią się tak bardzo od większości rodzaju ludzkiego? Dlaczego nie odczuwają potrzeby wiary w żadnego tradycyjnego boga, ani nawet w pierwotną siłę, która podpaliła lont pod Wielkim Wybuchem, a potem pozwoliła sprawom toczyć się własnym biegiem?

Czy są inteligentniejsi niż inni? Czy są mądrzejsi i wiedzą więcej o rzeczywistości niż wymachujący maczugami łowcy-zbieracze lub członkowie Koalicji Chrześcijańskiej? Zapewne tak, czy jednak są inteligentniejsi od tak głęboko pobożnych ludzi, jak Platon, Augustyn, Tomasz z Akwinu, Kartezjusz, Newton czy William James? Dlaczego według sondaży większość naukowców w dzisiejszej Ameryce nie wyznaje żadnego rodzaju wiary religijnej1?

I drugie pytanie, bardziej fundamentalne: Dlaczego większość ludzi w większości znanych nam kultur wierzy w Boga lub bogów i akceptuje lub przynajmniej toleruje obyczaje, dogmaty i instytucje wytwarzane przez religie?

Wiara bez dowodów

Zjawisko wiary religijnej może wydawać się dziwne lub wręcz niezrozumiałe. Przecież jako gatunek przeżyliśmy, rozmnożyliśmy się i opanowaliśmy Ziemię dzięki naszej wrodzonej zdolności do dostrzegania związków przyczynowo-skutkowych i posługiwania się danymi empirycznymi.

Niemniej, choć wiele wskazuje na to, że umysł ludzki jest zasadniczo pragmatyczny, większość ludzi w czasach historycznych (a sądząc z danych archeologicznych, także w czasach prehistorycznych) żywiło przekonania religijne nie oparte na żadnych dowodach. To prawda, że nasi przodkowie z epoki Homera i Pięcioksięgu często sądzili, iż słyszą przemawiających do nich bogów, a czasami myśleli, że ich widzą. Także dzisiaj niektórzy ludzie chorzy umysłowo i inni pozornie zdrowi, ale bardzo pobożni, sądzą, że słyszą Boga przemawiającego do nich albo widzą jakąś boską zjawę. Olbrzymia większość wiernych jednak nie słyszy ani nie widzi niczego takiego. Chociaż wielu czasami doświadcza przypływu uczuć w zetknięciu z boskością, wierni tego świata w większości nie widzą swoich bogów, a tylko idole, symbole i przekazy pisemne opowiadające im o ich bogach.

Jakież mogą istnieć dowody? Jest ich wiele, jednak wszystkie bardzo wątpliwe. Wydarzenia rzeczywistego świata interpretowane jako dzieło rąk bożych można niemal zawsze wyjaśnić w kategoriach zdroworozsądkowych lub naukowych. Co więcej, występowanie zjawisk cudownych niemal nigdy nie jest równoważone opisami porównywalnych „niewypałów”. Często czytamy w prasie o jakimś uroczym dziecku umierającym na nieoperowalnego raka, które cudownie ozdrowiało, gdy modliło się za nie całe miasto – nigdy jednak nie słyszymy o przypadkach, w których równie żarliwe modły nie uratowały życia równie uroczych dzieci. Nikt nie zwraca na nie uwagi i nikt ich nie pamięta, ponieważ ludzie mają skłonność do popełniania „błędu afirmacji”, jak to nazywają psycholodzy: pamiętamy zdarzenia, które potwierdzają nasze przekonania, a zapominamy te, które ich nie potwierdzają. Prawdopodobnie dlatego w niedawnym sondażu 69 procent badanych dorosłych odpowiedziało, że wierzy w cuda2.

Religia przetrwała, choć przez ponad trzy stulecia nauka gromadziła wiedzę o zjawiskach i związkach przyczynowo-skutkowych. Niektórzy ludzie wierzący modyfikują swoją wiarę, by dostosować ją do dowodów, podczas gdy inni interpretują ją na nowo w przedziwny sposób (fundamentaliści powiadają, że geologiczne i kopalne ślady historii Ziemi i ewolucji zostały stworzone przez Boga i umieszczone pod ziemią podczas sześciu dni Stworzenia).

Religia przetrwała niesłychaną ekspansję wiedzy naukowej dzięki adaptacji; z wyjątkiem fundamentalizmu, zminimalizowała wyjaśnianie w kategoriach nadnaturalnych wszystkiego, co można lepiej wyjaśnić w kategoriach naturalnych i zamiast tego skupiła się na zjawiskach, których nie można przetestować lub obalić, takich jak miłosierdzie Boga, istnienie duszy, życie pozagrobowe. W wyniku tej strategii 90 procent dorosłych Amerykanów nadal wierzy w Boga lub jakąś postać Istoty Najwyższej, znacznie mniejsza część populacji doświadczyła ponownego narodzenia3 a tylko 10 procent uważa, że ewolucja przebiegała bez udziału Boga4.

Dlaczego, żeby powtórzyć moje główne pytanie, ludzie potrzebują religii?

Bóg i socjobiologia

Socjobiologia, nowa gałąź nauki o ludzkim zachowaniu, spopularyzowana w 1975 roku przez Edwarda O. Wilsona z Harvard University i obecnie wykładana na wielu uniwersytetach, daje odpowiedź, która mnie przekonuje i jest zgodna z dowodami historycznymi i nauk społecznych. Niniejszy artykuł oparty jest głównie na trzech książkach Wilsona oraz na wynikach socjobiologicznego badania religii przeprowadzonego przez profesora Waltera Burkerta z uniwersytetu w Zurichu5.

Socjobiologia utrzymuje, że ludzkie zachowanie jest w znacznej mierze zdeterminowane przez zapisane w naszych genach skłonności, które rozwinęliśmy w procesie ewolucji. Jemy, śpimy, budujemy schronienia, kochamy się, walczymy i wychowujemy dzieci na bardzo wiele rozmaitych sposobów, ponieważ, zdaniem socjobiologów, w procesie doboru naturalnego współdziałającego z wpływami społecznymi rozwinęliśmy genetyczne predyspozycje do takich zachowań, które zapewnią nasze przetrwanie jako gatunku. Złożone interakcje między licznymi genami dają nam możliwości i inklinacje do zachowań mniej lub bardziej agresywnych, mniej lub bardziej altruistycznych, monogamicznych lub poligamicznych, itd. - zależnie od tego, jaki potencjał zawarty w puli naszych genów odpowiada na doświadczenia i wpływy kultury, w której żyjemy.

W ten sposób rozwija się i kształtuje jednostka. Jak to się jednak dzieje, że mamy genom zawierający możliwości takiego rozwoju? To właśnie wyjaśnia teoria Wilsona. Najnowsza jej wersja koncentruje się na procesie "koewolucji genów i kultury". Wilson uważa, że pewne biologicznie uwarunkowane preferencje kierują rozwojem kultury. Przykładem może być rozwój jakiejś formy rodziny w każdym społeczeństwie w odpowiedzi na potrzebę zapewnienia pożywienia i ochrony niemowlęcia i jego matki). Z drugiej strony pewne wpływy kulturowe faworyzują dobór i ewolucję pewnych tendencji genetycznych. Przykładem może być hamowanie przez społeczność niekontrolowanej agresji i faworyzowanie ludzi z wbudowaną wrażliwością na społeczną kontrolę agresji.

Przyjrzyjmy się bliżej tym interakcjom na przykładzie języka naturalnego. Żadne inne zwierzę nie rozwinęło umiejętności choćby podobnych do naszych zdolności językowych. Dzieje się tak dlatego, że mózg ludzki ma dwa wyspecjalizowane obszary: okolicę Brocka i okolicę Wernicke'a, obie w lewej półkuli, w których połączenia neuronów tworzą mechanizm rozpoznający związki między słowami w zdaniach. W tych obszarach nie jest zakodowany z góry żaden istniejący język; żadne dziecko nie zacznie mówić bez kontaktu z językiem. Nasze mózgi wyewoluowały jednak w taki sposób, że każde zdrowe dziecko może spontanicznie dojść do tego, co mówią ludzie wokół niego, niezależnie od tego, jakich słów i gramatyki używają. Dane o rozmiarach i kształtach prehistorycznych czaszek, pradawne artefakty i obyczaje ludów prymitywnych wskazują, że niesłychane korzyści komunikacji werbalnej faworyzowały jednostki o większej neurologicznej zdolności do tej formy komunikacji oraz że kultura i genetyka ko-ewoluowały, wytwarzając wspólnie współczesny mózg ludzki i tysiące języków.

Jest to paradygmat rozwoju religii. Jak ujął to profesor Burkert: „Możemy patrzeć na hybrydę biologii i kultury"6. Utrzymuje on, że mamy biologiczne tendencje i zdolności powodujące, że potrzebujemy religii, uczymy się jej, cenimy ją i praktykujemy – oczywiście nie chodzi o żadną konkretną religię, lecz o dowolną spośród setek religii, które mimo dużych różnic zaspokajają na ogół podobne potrzeby człowieka i – co równie ważne – podobne potrzeby społeczności, w których ci ludzie żyją.

Socjobiolodzy twierdzą, że religia pomaga nam uśmierzyć lęk przed śmiercią i w jakimś stopniu zaspokaja potrzebę zrozumienia wielu zdumiewających zjawisk na świecie. Wraz z rozwojem zdolności mózgu do posługiwania się mową ludzie rozwinęli umiejętności i zdolności niedostępne ich praprzodkom, a wśród nich świadomość śmierci, przeszłości i przyszłości; upływu czasu oraz kary i nagrody. Zyskali także zdolność do odczuwania przyjemności estetycznej, odczuwania zdziwienia, zachwytu, podziwu i wiele innych.

Umiejętności lingwistyczne przyniosły człowiekowi wiele pożytków, ale także pewne skutki uboczne. Ludzie prymitywni rozwinęli poczucie podziwu dla cudów, o których teraz potrafili myśleć: narodzin, powrotu życia wiosną czy piękna tęczy. Wraz z poczuciem podziwu pojawiła się potrzeba wyjaśnienia tych cudów. Nowe moce poznawcze ludzi przyniosły między innymi radość z powrotu do zdrowia po chorobie, rozwiązania problemu, naprawienia krzywdy i obcowania z pięknem.

Jeśli istnieje zło na świecie, zdaniem pewnych religii jest ono rezultatem działań złych bóstw: Arimana, Szatana, Asmodeusza, Loki. Jednak w innych religiach jest ono produktem złych pragnień istot ludzkich. W obliczu niepewnej przyszłości i niebezpieczeństw ludzie modlą się do bóstw, prosząc je o pomoc i opiekę. W świecie, w jakim żyjemy jedyną odpowiedzią na niesprawiedliwość, nierówności i krzywdy, jakich doznajemy, jest pocieszenie, że po śmierci czeka nas hojna i sprawiedliwa nagroda w niebie. I odwrotnie, gdy wszystko układa się dobrze, wszyscy się kochają i cieszą się owocami swojej pracy, pojawia się w nas naturalna chęć podziękowania stwórcy.

Religia służy tym samym potrzebom, co nauka i sztuka – „wydobyciu porządku z tajemnic świata materialnego”7. W epoce przednaukowej nie było innego źródła porządku jak filozofia, którą jednak rozumieli nieliczni, a mniejsza była liczba tych, którzy czerpali z niej satysfakcję emocjonalną.

Kolejną ważną funkcją religii jest umacnianie więzi społecznych. Według Wilsona: „Religia jest wspierana przez swojego głównego sojusznika, kulturę plemienną. Szamani i duchowni wzywają nas: Ufaj świętym rytuałom, stań się częścią nieśmiertelnej mocy, jesteś jednym z nas"8. Religijne błagania i ofiary – niemal powszechne w praktykach religijnych – są aktami poddania się dominującemu instytucjom i dominującym treściom kultury, w jakiej żyjemy.

Religia pomaga więc zaspokoić jedną z podstawowych ludzkich potrzeb: potrzebę życia we wspólnocie. I ta potrzeba ma podłoże biologiczne: potrzebujemy życia społecznego, by dobrze się czuć emocjonalnie, ale i fizycznie. Badania wykazują jednoznacznie, że ludzie, którzy mieszkają sami, są mniej odporni na choroby niż ludzie, którzy żyją z współmałżonkami lub partnerami. Życie społeczne wymaga jednak istnienia systemu hierarchicznego przywództwa. Bez niego trudno byłoby uniknąć niekończących się walk o żywność, partnerów i inne korzyści. Znamy to wszystko z telewizyjnych filmów dokumentalnych z życia szympansów i pawianów. Tworzenie różnych systemów kontroli społecznej jest ludzką odpowiedzią na biologiczne popędy odziedziczone po naszych przedludzkich przodkach.

Nasi praprzodkowie zdawali sobie jednak sprawę, że pewne tyleż potężne, co niezrozumiałe siły i zjawiska: trzęsienia ziemi, susze, epidemie, nie poddają się kontroli najpotężniejszych nawet przywódców plemiennych. Uważali za rzecz oczywistą, iż siły te są dziełem bytów niewidzialnych, analogicznych do ich przywódców, ale o wiele potężniejszych. Odnosili się do nich z lękiem, podziwem i respektem. W niemal wszystkich religiach bogowie uważani są za „panów” stworzenia, których wszyscy ludzie, włącznie z cesarzami i prezydentami muszą słuchać i czcić. Dlatego potrzebna nam jest pomoc szamanów, znachorów lub duchownych, którzy pośredniczą w naszych kontaktach z bogami i znają sposoby, by złagodzić ich gniew lub zyskać ich przychylność. Te religijne przekonania i praktyki uwalniały przywódców od odpowiedzialności, gdy sprawy przybierały zły obrót. W ten sposób religia wzmacniała rządzących.

Z tych wszystkich powodów, powiada Wilson, „akceptacja zjawisk nadnaturalnych dawała wielkie korzyści w prehistorii, kiedy ewoluował mózg”. Umysł ludzki wyewoluował do wiary w bogów, a równocześnie instytucje religijne stały się integralną częścią społeczeństwa.9

Dowody oparte na logice

Dowody przedstawiane przez socjobiologów odwołują się do logiki – jest to zestaw rozsądnych i przekonujących dedukcji z tego, co wiemy o ewolucji człowieka, o ludzkich zdolnościach umysłowych i o wczesnych religiach, włącznie z takimi świadectwami z czasów prehistorycznych, jak przedmioty używane podczas ceremonii pogrzebowych lub rysunki naskalne. Socjobiolodzy twierdzą, że wszystkie te dane silnie popierają ich teorię religii, a ponieważ żaden inny gatunek zwierząt nie wykazuje takiego zachowania, religia musi być produktem ewolucji ludzkich cech biologicznych.

Burkert twierdzi jednak, że pewne elementy zachowań religijnych są starsze niż język, chociaż umocniły się i rozwinęły dopiero wtedy, gdy nasi przodkowie zaczęli posługiwać się mową. Jednym z nich jest zdolność wielu zwierząt do poświęcenia jakiejś części siebie po to, by uchronić się od śmierci. Nogi niektórych pająków łatwo się odłamują i drgają jeszcze przez chwilę, żeby odwrócić uwagę drapieżnika od czmychającego pająka. Ogon jaszczurki łatwo odpada, pozostając w paszczy atakującego, podczas gdy jaszczurka ucieka i wyrasta jej nowy ogon. Pewne ptaki, jeśli zostają zaatakowane, zrzucają nagle pióra, pozostawiając atakującego z paszczą pełną pierza, podczas gdy główny posiłek znika.

Ludzkie odpowiedniki tego zachowania przyjmują formę rytuałów religijnych. Ludzie składają cenne dary bogom, chcąc uniknąć nieszczęścia: wylewają wino na ziemię, zabijają i palą zwierzęta, składają datki na budowę świątyni. Znamy także przykłady większych ofiar dla przebłagania Boga, takie jak samokastracja, dokonywana przez niektórych dawnych chrześcijan lub na przykład skopców – XVII wiecznych rosyjskich fanatyków religijnych. Całkowita rezygnacja z życia seksualnego wraz z rezygnacją z rodzicielstwa i życia rodzinnego, co od wieków czynią księża i zakonnice, z pewnością jest równie krańcowym poświęceniem części na rzecz całości, jak fizyczne okaleczenie.

Tak więc biologia jest podstawą wielu rytualnych aktów poddaństwa w religiach. Najpowszechniejszym z nich i stosunkowo nieszkodliwym jest pochylenie głowy, czyli pokłon10. Muzułmanie padają na ziemię, katolicy i niektórzy protestanci klękają do modlitwy; ludzie niemal wszystkich wyznań pochylają pokornie głowę w modlitwie czy medytacji. Niektórzy wierni biją się w piersi, płaczą i krzyczą, drą na sobie ubrania, obsypują się popiołem, pełzną kilometrami na rękach i kolanach lub biczują swoje nagie ciało łańcuchami. To zresztą drobiazg w porównaniu z przyprawiającymi o mdłości aktami poświęcenia wielu średniowiecznych świętych.

Spośród zakorzenionych w biologii norm religijnych znacznie więcej pożytku i przyjemności czerpiemy z praktykowania czystości. Utrzymywanie ciała w czystości jest podstawową koniecznością dla wszystkich wyższych zwierząt, z których jedne się kąpią, inne czyszczą pióra, jeszcze inne iskają się wzajemnie dla utrzymania zdrowia i komfortu11. Także ludzie zawsze dbali o siebie, kąpiąc się, goląc, przycinając włosy itp.

Ponieważ jednak jesteśmy ludźmi, wymyśliliśmy specjalny rodzaj brudu, nieznany innym zwierzętom: nieczystość nagannego postępowania. Nasi pradawni przodkowie oczyszczali się ze skutków złego postępowania takimi rytuałami jak modlitwy i narzucane samemu sobie ograniczenia lub upokorzenia. Chrześcijanie wielce to wszystko udoskonalili; zamienili zwykłe poczucie winy z powodu zrobienia czegoś złego w grzech, który zrodził cały przemysł religijny, na który składają się spowiedź, pokuta, odpuszczenie grzechów, komunia i dążenie do stanu oczyszczenia i doskonałości. System ten ma wbudowany element samopodtrzymujący, ponieważ oczyszczony człowiek, jeśli nie jest nienormalny, niezawodnie niebawem znowu będzie moralnie nieczysty.

Tak więc, podsumowując teorię socjobiologii o korzeniach religii, powiedzieć można, że jest ona odpowiedzią na cały zestaw umysłowych, emocjonalnych i społecznych potrzeb, wbudowanych w drodze ewolucji w kod genetyczny wczesnych ludzi. Potrzeby te i mechanizmy ich zaspokajania spowodowały rozwój kultury ludzkiej w określonym kierunku, obejmującym religię i inne cechy zachowania i myślenia przynoszące socjokulturowe korzyści jednostkom, które je posiadały. "Religia – powiada Burkert – postępuje po śladach biologii (...) i pierwotnego wynalazku języka (...), dając ludziom poczucie spójności obrazu świata i poczucie, że sprawujemy nad nim pewną kontrolę. Potrzeby te są dla wielu ludzi tak ważne, że dla ich zaspokojenia chętnie zaakceptują istnienie nieoczywistych bytów czy zasad"12.

Zagadka niewierzącego

Powracam do mojego pierwszego zdziwienia – dlaczego niewierzący różnią się od olbrzymiej większości innych ludzi? Nie chodzi mi tu tylko o zdeklarowanych ateistów, ale również o tę większą grupę, która ma deistyczną koncepcję Boga lub traktuje wewnętrznie spójne prawa natury, rządzące zachowaniem galaktyk, genów i kwarków z podziwem i respektem, jakie inni przypisują bardziej tradycyjnemu Bogu.

Najlepszym przykładem takiego sposobu myślenia o świecie był Spinoza, dla którego Bóg był jednoznaczny z rzeczywistym wszechświatem. Nie znajdował się poza nim, ani ponad nim – był z nim identyczny. Dla Spinozy Bóg nie był niczym więcej i niczym mniej niż całością tych praw.

Być może współcześni niewierzący są tak jak Spinoza ludźmi wrażliwymi i dostrojonymi do boga, który przenika wszechświat, który jest wszechświatem i jest identyczny z rzeczywistością. Być może niewierzący nie tyle odrzucają religijne potrzeby rasy ludzkiej, ile adaptują się do nich w kategoriach realistycznych i humanistycznych, zamieniając bajeczki konwencjonalnych religii na bardziej wyrafinowane intelektualnie opowieści dostarczane przez współczesną naukę: o prawach natury i poddających się metodzie naukowej związkach przyczynowo-skutkowych.

Być może ludzie niewierzący zaspokajają swoją podstawową ludzką potrzebę porządku i integracji społecznej w społeczności samej nauki i w jej hierarchicznej strukturze. Być może naukowy humanizm daje niewierzącym głęboko satysfakcjonujące odpowiedzi na wszystkie głębokie i niepokojące tajemnice, na które rzekomo odpowiada religia. Niewierzący dobrze się czują z tymi odpowiedziami, chociaż są niekompletne i takie pozostaną, niezależnie od tego, jak zwiększy się nasza wiedza, ponieważ nowe odkrycia zawsze będą rodzić nowe i bardziej złożone pytania o rzeczywistość.

Być może niewierzący różnią się od olbrzymiej większości ludzi w jeszcze jeden sposób: być może ludzie niewierzący są psychicznie dorośli, nie potrzebują żadnej niewidzialnej postaci ojcowskiej, są zdolni do skonfrontowania rzeczywistości ludzkiego życia i śmierci bez strachu (lub przynajmniej potrafią żyć z tym strachem) i zbyt rozsądni, by wierzyć w cokolwiek, na co nie ma żadnego dowodu, lub w wyjaśnienia, które są albo impossibile albo absurdum.

Nie wiem, zastanawiam się, a być może nadmiernie pochlebiam niewierzącym; być może wcale nie są tacy nadzwyczajni ani wyjątkowi. Mam jednak nadzieję, że są.




Tekst ten pod tytułem The Biological Roots of Religion ukazał się pierwotnie w "Free Inquiry" 19 nr 3 (lato 1999)



1. Badanie z 1999 roku cytowane w E.O. Wilson, Konsiliencja: jedność wiedzy, przeł. Jarosław Mikos, Zysk i S-ka, Poznań 2002.

2. "Time". 10 kwietnia 1995, s. 65.

3. Edward O. Wilson, O naturze ludzkiej, przekład Barbara Szacka, Zysk i S-ka, 1998.

4. "Freehought Events and Planning Guide", 29 listopada 1998.

5. Walter Burkert, Stwarzanie świętości: ślady biologii we wczesnych wierzeniach, przekład: Lech Trzcionkowski (wyd. Homini, Kraków 2006).

6. Ibidem.

7. Wilson, Konsiliencja.

8. Ibidem.

9. Ibidem.

10. Burkert, Creation of the Sacred, s.84-87.

11. Ibidem, s. 123.

12. Ibidem, s. 177.





Racje - strona główna
Strona "Sapere Aude"