[ Strona główna ]

RACJE

Numer 6

Czerwiec 2021


Michael Schmidt-Salomon

CZYŃCIE SOBIE ZIEMIĘ PODDANĄ?

Dlaczego powinniśmy zrezygnować z szowinizmu gatunkowego


Etyka humanizmu ewolucyjnego, jak już zauważyliśmy, nie wywodzi się ani z żadnych „świętych wartości”, ani z „metafizycznych” konstruktów typu „godność” czy „obyczajowość”. Jej punktem wyjścia są interesy stron danego konfliktu (a więc możemy za Norbertem Hoersterem nazwać ją „etyką interesów”). Przy czym „interesy” (w szerokim znaczeniu tego pojęcia) oprócz ludzi posiadają także zwierzęta, zwłaszcza te wyposażone w centralny układ nerwowy. Z racjonalnej perspektywy trudno byłoby zatem uzasadnić, dlaczego w debatach etycznych ich prawa miałyby być pomijane lub też traktowane mniej poważnie tylko dlatego, że dotyczą indywiduów nienależących do naszego gatunku.

Już Jeremy Bentham, ojciec nowoczesnego utylitaryzmu, miał tego świadomość. W czasach, kiedy niewolnictwo było jeszcze powszechnym zjawiskiem, napisał: „Niech nadejdzie taki dzień, kiedy pozostałe stworzenia posiądą prawa, których ręka tyrana jedynie mogła ich pozbawiać. Francuzi już zrozumieli, że czerń skóry nie jest powodem, by pozwalać na pastwienie się nad człowiekiem. Oby nadszedł dzień, w którym rozpoznamy, że liczba nóg, rodzaj owłosienia czy końcówka os sacrum (kości krzyżowej, względnie: ogona) są równie niewystarczającym uzasadnieniem podobnego traktowania każdej czującej istoty. Bo jakimże innym kryterium mielibyśmy się tu kierować? Zdolnością myślenia czy raczej mowy? A przecież dorosły koń czy pies to stworzenia nieporównywalnie inteligentniejsze od noworodka czy tygodniowego, a nawet miesięcznego dziecka. I choćby założyć, że jednak są inne, to na co by się to zdało? Pytanie nie brzmi: Czy potrafią myśleć?, albo: Czy mają mowę? ale: Czy są zdolne odczuwać cierpienie?

Australijski bioetyk Peter Singer – idąc za tokiem myślenia Benthama – porównał tradycyjne podejście, ignorujące prawa zwierząt, do rasistowskiego sposobu argumentowania: „Uznanie życia jakiejś istoty za wartościowsze wyłącznie z powodu jej przynależności do naszego gatunku stawia nas na równi z rasistami, uznającymi jedynie wyższość członków własnej rasy”. Czym w takim razie zastąpić ten „gatunkowy rasizm” (w skrócie: „gatunkowizm”)? Singer uważa, że jeśli przyjęliśmy zasadę równości za rozsądny moralny fundament współżycia z członkami naszego własnego gatunku, to jesteśmy jednocześnie zobowiązani uznać ją za podstawę takiego samego traktowania wszystkich istot żywych – przedstawicieli innych niż nasz gatunków”.

Nie miał on na myśli rzeczywistego totalnego zrównania praw każdego dowolnego gatunku zwierząt z prawami ludzi, ostatecznie „nie można porównać cierpienia człowieka umierającego z wolna na raka z podobnym losem laboratoryjnej myszy”. Dlatego Singer podkreśla, że „porównując prawa różnych gatunków, musimy zachować szczególną ostrożność”. Trudno się z tym nie zgodzić, ale to tu właśnie pojawia się pytanie, jakim sposobem możemy stwierdzić, które sytuacje ze świata ludzi i ze świata zwierząt są w ogóle porównywalne; jak zrozumieć, co odczuwają zwierzęta i które z ich potrzeb mają szczególne znaczenie.

Na szczęście nauka poczyniła ogromne postępy także na tym polu. Potrafimy dziś o wiele dokładniej niż kiedykolwiek dotąd ocenić zwierzęce potrzeby oraz intensywność ich przejawiania się, a także cierpienie zwierząt w przypadku braku sposobności ich zaspokajania (np. w wyniku nieodpowiednich warunków hodowlanych). Naturalnie nie możemy zapytać zwierząt wprost, jak ważne jest dla nich urzeczywistnienie konkretnego odruchu, istnieje jednak znakomita pośrednia metoda ustalania intensywności potrzeb, prosta, a przy tym wyjątkowo skuteczna (która zresztą sprawdziłaby się także u ludzi): Im silniej rozwinięta dana potrzeba, tym większe koszty, które jest w stanie ponieść osobnik w celu jej zaspokojenia.

Naukowcy dzięki tej formule wiedzą dziś bardzo wiele na temat zwierzęcych skłonności. Okazało się na przykład, że kury nieśne, których niezwykle silną potrzebą jest grzebanie, pozamykane w bateriach klatek uniemożliwiających im tę czynność, cierpią niewymownie. Wykazano to w następującym doświadczeniu: kury, zamknięte za trudnym do przekroczenia ogrodzeniem (posiadają one silnie rozwinięty opór przed przeciskaniem się przez wąskie szczeliny), wystawiano na działanie różnych bodźców (pokarm, inne osobniki, skrzynki na składanie jaj, ściółka do grzebania). Głodne kury decydowały się dopiero w ostateczności (kiedy uczucie głodu musiało być już nie do zniesienia) na przekroczenie bariery. Te nader towarzyskie zwierzęta nawet za kontakt z innym kurami nie były skłonne ponosić zbyt wysokich kosztów (szczelina nie mogła być za wąska).

Tymczasem za możliwość „wykąpania się w kurzu”, czyli pogrzebania w podstawionej ściółce, wszystkie bez wyjątku płaciły nadzwyczaj wysoką „cenę” (przeciskały się przez najwęższe szpary). Raz dziennie również skrzynki na jaja stawały się dla kur niezwykle atrakcyjne, mianowicie krótko przed zniesieniem jajka. Wtedy, by dotrzeć do pojemnika, także potrafiły przedostać się przez najmniejszy otwór. Dopiero po uświadomieniu sobie znaczenia tej kurzej potrzeby wyłania się obraz ogromnych frustracji i cierpień, jakich doświadczają niezliczone miliony tych ptaków pozamykanych w przemysłowych fermach...

Czy nie można by, a wręcz nie należy z przyczyn etycznych konsekwentnie zabronić tego typu masowej produkcji jaj i domagać się dla niosek „prawa do hodowli pod gołym niebem”? Jak najbardziej! Z ewolucyjno-humanistycznego punktu widzenia zainteresowanie (człowieka) jajkiem wyprodukowanym tanim kosztem nie uzasadnia w najmniejszym stopniu cierpienia (kur). Należyte przestrzeganie fundamentalnych praw zwierząt z całą pewnością nie doprowadziłoby do załamania przemysłu spożywczego. „Widzialna ręka państwa” (lub społeczeństwa) musi zdecydowanie przejąć tu kontrolę i zdefiniować takie zasady, które umożliwią na dłuższą metę pokierowanie działań niewidzialnej ręki rynku w uzasadnionym etycznie kierunku.

Takie uwzględnienie reguł etycznych ma szczególne znaczenie, gdy interesy człowieka wchodzą w konflikt z potrzebami zwierząt o złożonej strukturze mózgu, posiadających w związku z tym wysoko rozwiniętą świadomość (np. krowy, świnie, koty, psy, delfiny czy małpy). Doświadczeń przeprowadzanych na tych stworzeniach powinno zaniechać się całkowicie lub zezwalać na nie wyłącznie wtedy, gdy są one np. jedyną możliwością testowania nowych leków.

Nie wyrządzaj innym istotom żywym większej krzywdy niż ta, jaka jest konieczna do podtrzymania twojej ludzkiej egzystencji!” – tak mogłaby brzmieć etyczna maksyma humanizmu ewolucyjnego w odniesieniu do zwierząt. Ta dewiza różni się zdecydowanie od biblijnego zalecenia „Czyńcie sobie ziemię poddaną!”, do którego, wbrew pustym deklaracjom na temat „ochrony stworzenia”, dziś wciąż jeszcze stosują się bezlitośnie zwłaszcza przedstawiciele religii abrahamowych (judaizm, chrześcijaństwo, islam). Słusznie podsumował to Albert Schweitzer, twierdząc, że chrześcijaństwo wygnało zwierzęta z etyki jak gospodyni psa ze świeżo wyszorowanej kuchni. Naturalnie można się spierać, czy nasze obchodzenie się ze światem zwierząt jest rzeczywiście, jak napisał o tym Karlheinz Deschner, „najczarniejszym przestępstwem” ludzkości, ale nie ulega wątpliwości, że jest ono największą etyczną skazą naszego gatunku.

Niektórym radykalnym obrońcom praw zwierząt pozycja humanizmu ewolucyjnego może wydawać się niewystarczająco etyczna. W uprzywilejowaniu człowieka względem zwierząt (brak rzeczywistego równouprawnienia) będą dopatrywać się niewątpliwie resztek „gatunkowizmu”. Jednakże humaniści ewolucyjni przyznają człowiekowi przywileje etyczne nie z tytułu samego bycia „człowiekiem”, ale dlatego że (z reguły) spełnia on kryteria „osoby”.

Jedynie osoba jest świadoma własnej egzystencji, żyje nie tylko chwilą teraźniejszą, lecz zna swą przeszłość i potrafi snuć plany na przyszłość. W wyniku odczuwania własnej tożsamości posiada prawdziwie świadomą „potrzebę przetrwania”, wykraczającą poza zwykły instynkt samozachowawczy większości zwierząt lub ich chwilową potrzebę przeżycia. Właśnie dlatego nie można porównać losu chorej na raka myszy z przypadkiem takiej samej choroby u istoty ludzkiej, by powrócić tu do przykładu Singera.

Ocenianie wielkiej wagi potrzeb człowieka w oparciu o jego szczególne cechy jako osoby, a nie na podstawie przynależności do gatunku, nie tylko pozwala uniknąć zarzutu szowinizmu gatunkowego, lecz także pociąga za sobą liczne konsekwencje etyczne:

  • Po pierwsze: Do kategorii osób należałoby zakwalifikować być może nie tylko ludzi, lecz także (w ograniczonym zakresie) naszych najbliższych biologicznych krewnych – szympansy, bonobo, goryle i orangutany. Peter Singer i Paola Cavalieri już w latach dziewięćdziesiątych domagali się konsekwentnie „przyznania praw człowieka małpom z rodziny człowiekowatych”.

  • Po drugie: Jest sprawą oczywistą, że nie wszystkie człowiekopodobne formy życia posiadają atrybuty osoby. Embrion, płód czy noworodek nie są bynajmniej świadome samych siebie. Dorosła świnia przewyższa znacznie każdy ludzki płód pod względem świadomości i zdolności przeżywania. (Członkowie konserwatywnej frakcji „obrońców życia”, w wyniku gatunkowo i religijnie zabarwionych uprzedzeń, nie zauważają niestety, że ich niedzielna pieczeń posiadała niegdyś wyższy stopień świadomości niż embriony, których usuwanie piętnują jako „morderstwo”.) Co wynika z tego dla etyki? Noworodki oraz małe dzieci przed osiągnięciem pewnego stadium dojrzałości nie wykazują wprawdzie typowej, indywidualnej potrzeby przeżycia, mimo to z przyczyn praktycznych należy przyznać im zasadnicze, niezbywalne prawo do życia – nie tylko ze względu na rodziców, którzy w przeciwnym razie drżeliby nieustannie o swe potomstwo, lecz także dlatego że niezwykle trudno stwierdzić, od którego momentu małe dziecko staje się osobą. Ustawodawca zmuszony jest, podobnie jak w przypadku pełnoletności, ustalić arbitralnie granicę wiekową, powyżej której osobnik zyskuje pewne prawa (i to niezależnie od tego, czy konkretna osoba rzeczywiście osiągnęła odpowiedni stopień dojrzałości). Norbert Hoerster wykazał(, że rozsądną granicą, od której indywiduum należałoby przyznać niepodważalne „prawo człowieka do życia”, jest moment narodzin. Uzasadnienie: Żadna istota ludzka nie posiada przed narodzeniem typowej woli przeżycia, tak więc generalny zakaz aborcji zabraniałby zbyt wiele. Po narodzinach, w czasie pierwszych dwóch lat życia, u dziecka rozwija się prawdziwa wola istnienia, zatem zalegalizowanie dzieciobójstwa zabraniałoby zbyt mało, gdyż zagrażałoby egzystencji osobników całkowicie spełniających fundamentalne etyczne kryterium „prawa do życia”.

Podobne tezy, wysuwane publicznie przez Petera Singera w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych XX wieku, wzbudzały wielkie oburzenie, zwłaszcza w Niemczech, gdzie nagonka na australijskiego filozofa nie miała sobie równych. Odpowiedzialna za nią była przede wszystkim umiejętnie nakręcana machina propagandowa, jednak niekorzystny wpływ miało również mocno idealistyczne podejście Singera, w wyniku którego pomijał możliwości zastosowania swojej teorii w powiązaniach ekonomicznych. Na tle istniejącej sytuacji socjoekonomicznej w środowisku osób niepełnosprawnych musiały pojawić się obawy, że argumentacja Singera mogłaby zostać użyta w celu osłabienia praw ludzi (zwłaszcza niepełnosprawnych), a nie – zgodnie z jego intencją – umocnienia praw zwierząt.

Te obawy potęgowało dodatkowo poruszanie przez Singera, obok „prawa do życia”, kwestii „prawa do godnej śmierci”. Połączenie obu tematów ułatwiło jego ideologicznym przeciwnikom podsycanie skojarzeń z „programami eutanazyjnymi Trzeciej Rzeszy”. Szerząca się w wyniku tego ogólna histeria przyćmiła jakże oczywisty fakt, że idee Singera nie miały z eutanazją nic wspólnego – wiadomo przecież, że celem nazistów nie była „dobra, piękna, łagodna śmierć” (grec. euthanasia), lecz systematyczna eksterminacja kalekich i psychicznie chorych ludzi.

Aby uniknąć tego rodzaju nieporozumień, podkreślmy w tym miejscu wyraźnie, że z ewolucyjno-humanistycznego punktu widzenia każdy człowiek – niezależnie od swego umysłowego potencjału! – nabywa z chwilą urodzenia niczym nieograniczone prawo do życia (włącznie ze wszystkimi wynikającymi z niego prawami człowieka), które jedynie w skrajnych przypadkach (obrona konieczna, tyranobójstwo) może zostać naruszone. To niezależne prawo do życia nie jest jednoznaczne z „bezwzględnym obowiązkiem życia”. Humaniści ewolucyjni opowiadają się z całą stanowczością za prawem człowieka do samostanowienia, zawierającym jako ultima ratio również prawo do popełnienia samobójstwa, a nawet do skorzystania z pomocy innych, by zapewnić sobie bezbolesną przedwczesną śmierć w sytuacji, gdy dalsze życie miałoby oznaczać wyłącznie cierpienie. Odmawianie człowiekowi tego prawa przez wszystkie wielkie religie jest aktem przemocy, fundamentalnym przestępstwem popełnianym na ludzkości, będącym być może w sumie źródłem większych nieszczęść niż wszystkie krwawe wojny religijne razem wzięte!

Po tym krótkim, lecz koniecznym ekskursie na temat konsekwencji, jakie niesie ze sobą etyka oparta na pojęciu osoby (a nie szowinizmu gatunkowego!), zastanówmy się na koniec, jak etycznie stosowne podejście do świata zwierząt przełożyć na działania praktyczne. Przy uwzględnieniu przytoczonych dotąd tez wydaje się jasne, że może udać się to tylko wtedy, gdy w ludziach rozwinie się w oparciu o zasadę korzyści własnej potrzeba traktowania zwierząt zgodnie z wymogami etycznymi. Trzy aspekty wydają się mieć tu szczególne znaczenie:

  • Po pierwsze: Musimy wyczulić naszą świadomość na to, że wyniszczanie środowiska naturalnego może oznaczać również dla nas drastyczne pogorszenie warunków życia. Niektórych nieetycznych zachowań wobec zwierząt można by uniknąć bez jakiegokolwiek odwoływania się do argumentów na rzecz tych stworzeń. I tak np. masowe hodowle nie tylko gwałcą prawa zwierząt, lecz także są przyczyną poważnych problemów gospodarczych, zdrowotnych i socjalnych. Dzięki zmianom ekonomicznych reguł gry (opisanych w poprzednim rozdziale) „niewidzialna ręka rynku” mogłaby wyjątkowo działać także z korzyścią dla zwierząt.

  • Po drugie: Zachowania szkodzące zwierzętom powinny stać się mało interesujące chociażby z tego powodu, że zadbano by o zwiększanie atrakcyjności postępowań alternatywnych. W tym celu należałoby podnieść koszty niegodnego obchodzenia się ze zwierzętami oraz optymalizować korzyści płynące z innych rozwiązań. Skutki tego pomysłu można obserwować już dziś bez konieczności zmieniania zasad rządzących rynkiem. Wielu naukowców przedkłada symulacje komputerowe nad tradycyjne eksperymenty, gdyż są one najzwyczajniej tańsze. Konsumenci przekonują się coraz częściej, że kosmetyki roślinne przyjemniej pachną, mięso z produkcji ekologicznej smakuje lepiej niż to z masowych hodowli, a potrawy wegetariańskie są smaczniejsze i zdrowsze niż tradycyjne menu składające się z mięsa, dodatków i sosu itp.

  • Po trzecie: Niesłychanie ważne jest również to, by udało nam się przynajmniej częściowo rozszerzyć naszą zdolność do empatii poza granice własnego gatunku. Musimy uzmysłowić sobie wyraźniej, że zwierzęta nie są „rzeczami”, lecz dzielą z nami (przynajmniej te wyżej rozwinięte) wszystkie podstawowe rodzaje emocji, że wiedzą co to radość, rozkosz, ból, nienawiść, miłość, smutek i odraza. Dopiero po zrozumieniu tego będziemy w stanie rozwinąć w sobie współczucie konieczne do zintegrowania korzyści własnej zwierząt z naszą ludzką. Tu także niezbędna byłaby intensywna kampania uświadamiająca! Dla zaszczepienia długo wypieranego fenomenu świadomości zwierzęcej w świadomości człowieka potrzeba obszernych programów edukacyjnych, przede wszystkim w nauczaniu biologii i etyki należałoby poświęcić temu tematowi znacznie więcej uwagi.

Z ostatniego punktu wynika, że do całkowicie odpowiedzialnego traktowania zwierząt dojrzejemy dopiero wtedy, gdy będziemy gotowi zrewidować gruntownie dotychczasowe obrazy człowieka i zwierzęcia. Humaniści ewolucyjni nie pozostawiają żadnej wątpliwości, że ich celem jest obalenie pradawnego „świętego mitu”, wedle którego naszemu gatunkowi przysługuje z woli Bożej szczególne miejsce w naturze. Tak dogłębne „odczarowanie człowieka” nie tylko wydaje się wskazane z etycznego punktu widzenia, lecz także jest konieczne z powodów naukowych, gdyż wszelkie hipotezy, jakimi dotychczas karmiła się pycha gatunku homo sapiens (w pierwszej linii dualizm ducha i ciała, każący nam wierzyć, że z jego pomocą wzniesiemy się ponad naturę) uważa się dziś za obalone. Najwyższy czas, by wszystkie naukowo ugruntowane rozpoznania, wciąż przechowywane przez badaczy w wieżach z kości słoniowej, udostępnić całemu społeczeństwu.





Racje - strona główna
Strona "Sapere Aude"