Racje nr 9: Andrzej Dominiczak: A-teizm i a-deizm ... wobec wiary, kultu i bożego porządku

[ Strona główna ]

RACJE

numer 9

Sierpień 2022


Andrzej Dominiczak

A-TEIZM I A-DEIZM ... WOBEC WIARY, KULTU I BOŻEGO PORZĄDKU



Dawno, dawno temu, na seminarium z psycholingwistyki dowiedziałem się, że w językach Inuitów i innych grup etnicznych nazywanych wówczas Eskimosami, istnieje co najmniej siedem słów na określenie śniegu. W późniejszych latach niektórzy językoznawcy podawali ten fakt w wątpliwość, jednocześnie jednak zwracano uwagę, że w językach innych narodów Północy (np. szwedzkim, szkockim lub islandzkim) odpowiedników polskiego słowa „śnieg” jest jeszcze więcej; w szkockim na przykład podobno aż 421?! Po co? Dlaczego? Czy śnieg to nie jest po prostu śnieg, wszystko jedno, czy prószy, topnieje, pada wielkimi płatkami, czy jest głęboki i ciężki tak bardzo, że można w nim utonąć? Tak, tak, dosłownie utonąć! Otóż dla ludzi myślących (homo sapiens!), od pokoleń i niemal na co dzień obcujących ze śniegiem, to nie jest wszystko jedno. To, czy śnieg jest suchy i lekki, mokry, lepki czy jeszcze inny jest dla nich ważne praktycznie, a poznawczo oczywiste i przez to jeszcze ważniejsze. Gdy homo sapiens doświadcza i coraz lepiej poznaje jakieś zjawisko, zaczyna dostrzegać różne jego aspekty i formy występowania. Komuś innemu różnice te mogą wydawać się bagatelne, on jednak rozumie, że są duże i ważne i dlatego potrzebne są nowe słowa. Szkoci np. nazywają inaczej śnieg topniejący (glush ) i stopniały (Snaw-broo); Szwedzi inaczej nazywają śnieg kwietniowy (aprilsno) i śnieg, który dobrze się nadaje do lepienia piguł (kramsno), a mieszkańcy Islandii zupełnie inaczej określają śnieg świeży (mjöll) i śnieg zlodowaciały (hjarn). Czy podobny proces poznawczy i słowotwórczy nie powinien objąć ateizmu jako pojęcia i jako ruchu społecznego? Zgoda, niegdyś był to pogląd garstki ekscentryków, która wydawała się jednorodna przez swoją rzucającą się w oczy i powszechnie potępianą inność. Te czasy minęły jednak bezpowrotnie. Dzisiaj ateizm deklaruje duża i szybko rosnąca grupa ludzi (nie tylko młodych), coraz lepiej widocznych w życiu politycznym i społecznym. W tak licznej grupie różnice muszą występować i faktycznie występują. Ateiści różnią się od siebie mniej lub bardziej pod wieloma względami, a różnice te wręcz domagają się nowej terminologii. Nie po to, żeby nas dzielić i wrogo do siebie usposabiać, ale po to, by nas wzbogacić dzięki debatom na temat przewag takiej lub innej formy praktykowanej przez nas niewiary i krytyki religii. W tym właśnie duchu i w tej intencji powstał poniższy felieton ... jako zaproszenie do dyskusji. Zapraszam więc!

Niemała jest liczba ludzi niewierzących, którzy twierdzą, że ateizm to tylko brak lub odrzucenie wiary w boga i że nic, dosłownie nic, z tej niewiary nie wynika, przede wszystkim w polityce. Ludzie ci tak właśnie rozumieją i definiują swój własny światopogląd (czy też brak światopoglądu), do czego rzecz jasna mają – by tak rzec – święte prawo, jednak mylą się co do znaczenia pojęcia „ateizmu”, a tym samym błędnie się z nim identyfikują i mylnie diagnozują tożsamość światopoglądową wielu innych niewierzących, którzy samo słowo i swój osobisty ateizm rozumieją szerzej. Ateizm w tym szeszym rozumieniu to nie tylko krytyka i odrzucenie wiary, ale również świętości i związanej z nią czci oraz kultu i „bożego porządku”, czyli tych łącznie wziętych stanów psychicznych, norm, praw, przekonań i obyczajów, które powstały pod wpływem szeroko rozumianej wiary w boga. Odrzucenie samej wiary w jego istnienie wraz z poglądem, że „nic z tego nie wynika”, należy raczej określić mianem „a-deizmu”, gdyż bóg „deistów”, w odróżnieniu od boga teistów, to tylko hipotetyczny byt, z którego istnienia lub nieistnienia faktycznie nie wynika nic. Wyjaśnijmy dlaczego.

Deistami nazywamy oświeceniowych filozofów i myślicieli, którzy w boga („najwyższą istotę) nie tyle wierzyli, co na wpół-racjonalnie uznawali jego istnienie jako nieosobowego bytu, który dał początek istnieniu wszechświata - nie „stworzył” go jednak, lecz „skonstruował”. Bóg deistów był raczej inżynierem lub „zegarmistrzem” niż wszechmocnym, świętym stwórcą; był też raczej filozoficzną koncepcją niż przedmiotem wiary. Nie koniec na tym. Bóg deistów nie domagał się ani czci, ani zorganizowanego kultu. Nie wysłuchiwał też ludzkich modlitw; ludzie wcale lub niewiele go obchodzili, toteż nie ingerował w ludzkie sprawy: nie wtrącał się do polityki, życia społecznego, rodzinnego i seksualnego; nie mówił nam, co jest dobre, a co złe, na kogo powinniśmy głosować, jak żyć i jak umierać. W deizmie świecka etyka i moralność, a nawet obyczaje, były ważniejsze niż religia. Z „wiary” w tego boga - powtórzymy - nie wynikało nic, nic zatem nie wynikało z odrzucenia tej wiary, czyli z przyjęcia identyfikacji światopoglądowej, którą lepiej (przez analogię do ”a-teizmu rozumianego jako odrzucenie teizmu) nazwać „a-deizmem” - odrzuceniem boga deistów.

Boga teizmu dobrze znamy, toteż tylko w dwóch słowach przypomnę, czym się różni od boga deistów, i co z tych różnic wynika dla sensu samego pojęcia oraz dla myślenia i praktyki ateistycznej. Otóż bóg teistów to wszechmocny, osobowy stwórca wszechświata, gniewny, mściwy i zazdrosny narcyz, który celebruje swoją świętość, domaga się czci i bezgranicznego posłuszeństwa. Wszyscy wiemy, jak karze nieposłusznych; po śmierci osobiście, a za życia pośrednio, przez „swoje sługi”. Wtrąca się też lub wręcz narzuca nam swoje porządki w niemal wszystkich sferach życia osobistego, społecznego i politycznego. Mówi nam, co myśleć, co wybierać i jak postępować. W świecie bożego porządku nawet demokracja musi się opierać na jego wartościach, czyli zakorzenionych w plemiennej tradycji normach i arbitralnych tzw. przykazaniach. W XXI wieku już rzadko kto w tego boga wierzy, ale wielu wciąż się go lęka1, co wykorzystują autorytarni politycy do gruntowania ciemnoty i plemiennych porządków, a tym samym do umacniania swojej władzy. Z istnienia tego boga wynika bardzo dużo, niemal wszystko, co nas trapi i co jest źródłem cierpień ludzi i zwierząt. Nie może być inaczej! Cierpienie ów bóg, a w każdym razie jedna z jego tak zwanych osób, wręcz chwali i zaleca jako „ścieżkę do zbawienia” lub dowód na obecność syna bożego.

Przemyślany ateizm (odrzucenie boga teizmu) musi zatem obejmować wszystko, co składa się na boży porządek, czyli wszystko, co powstało i istnieje na boże życzenie lub przy jego udziale. Co mianowicie i co konkretnie, jest w pewnej mierze oczywiste, ale poza tym, co oczywiste, powinno wynikać z ateistycznej krytyki religii, z namysłu, badań, debat i sporów na temat jej samej i jej wszelkich skutków. Nie każdy ateista musi mieć w tej sprawie to samo zdanie, jednak każdy „dorosły” ateista powinien tę krytykę sam i wspólnie z innymi prowadzić; powinien na ten temat myśleć i „myśleć razem z innymi”, bo wspólne myślenie - jak uczył Kant w swojej „Antropologii w ujęciu pragmatycznym” - jest jedną z głównych dróg do mądrości, czyli życia rozumnego, etycznego i po prosu takiego, jakie nam się podoba, jeśli tylko nie krzywdzimy innych.

Ateisto i Ateistko! W myśl rozsławionej przez Sokratesa maksymy siedmiu mędrców starożytnej Grecji wzywam was: „Poznajcie samych siebie!”


1. Ta logicznie problematyczna uwaga nie budzi wątpliwości natury psychologicznej, czym innym bowiem jest wiara oparta na ufności i nadziei, a czym innym "wiara", jaką rodzą lęk i niepewność co do nieistnienia boga, wynikająca raczej z uogólnionej lękliwości, niepewności i ostrożności niż z realnej, choćby śladowej i "pozytywnej" wiary w istnienie boga.




Racje - strona główna
Strona "Sapere Aude"